Choino w tym roku było jakieś pechowe. Najpierw, w jakimś dziwnym odruchu solidarności z Tomkiem zapisałam się na TZ, potem wysiadając już z samochodu na miejscu startu, zorientowałam się, że zapomniałam wziąć pierniczków, specjalnie upieczonych na tę okazję, a na koniec dowiedzieliśmy się, że Paweł (autor trasy TZ) nie dojedzie, bo rozbił po drodze samochód. Na szczęście Paweł osobiście jakoś szczególnie nie ucierpiał (uff), ciast i innych smakołyków inni uczestnicy dostarczyli pod dostatkiem, a trasę jakoś udało się przebyć.
Na początku za nic nie mogłam połączyć choinkowych wycinków ze sobą, mimo, że jakoś powinny się łączyć, a przynajmniej tak głosił opis. Na szczęście Tomek mniej więcej po ich zawartości wiedział gdzie to jest w terenie, bo podczas jednaj z imprez poznał okolice baaardzo dogłębnie zgubiwszy się na amen. Poza tym tuż przed nami szedł Adam z Anią, więc w najgorszym przypadku zawsze mogliśmy patrzyć co oni robią.
Szłam za Tomkiem, Tomek szedł za nimi i nawet początkowo niespecjalnie dociekałam dlaczego w tę stronę, a nie w tamtą. Kiedy nasze zespoły w którymś momencie poszły każdy w inną stronę, zaczęłam zaglądać w mapę i trochę kontrolować co robimy. W końcu i na mnie spłynęło natchnienie i udało mi się chyba ze trzy choinki dopasować, więc tak całkiem na sępa nie szłam. W sumie największy problem mieliśmy z wycinkiem z punktem R, który według naszych dopasowań wypadał pod koniec trasy. W typowanym miejscu zastaliśmy Anię i Adama twierdzących, że nic się nie zgadza i że to musi być gdzie indziej. I faktycznie, ten jeden jedyny wycinek źle dopasowaliśmy. Ogólnie nie wyrobiliśmy się w limicie i wcisnęli nam jednego stowarzysza, co do którego ja mam wątpliwości, ale że ogólnie wynik nie jest dla mnie istotny, więc się nie awanturuję.
A na mecie już czekały na nas przepyszne śledziki (mniam, mniam - przepis poproszę!), ciasta przeróżnej maści, owoce - jednym słowem uczta. Ponieważ bazę mieliśmy w ośrodku narciarskim (Górka Szczęśliwicka), więc wszyscy narciarze z zazdrością zaglądali na nasz stolik:-)
I w taki sposób pożegnałam się z tegorocznym sezonem, bo na OrtInO już się nie planowałam wybierać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz