Najpierw pojechaliśmy do Kalisza. Od razu zgłosiłam się na operatora pytań, bo lepiej mi wychodzi czytanie i pisanie niż doprowadzanie na wskazane miejsce. Znowu potwierdziła się moja wcześniejsza obserwacja, że TRInO robione grupowo jest znacznie bardziej atrakcyjne, niż robione solo. Polecam!
Trasa była dość długa, bo ponad cztery kilometry i w końcówce zaczęło nam już burczeć w brzuchach. Postanowiliśmy na obiad zatrzymać się w Oleśnicy. Kto zgadnie dlaczego akurat tam? Wiadomo - kolejne TRInO! Tym razem trasa krótka, bo tylko 1,6 km, ale i tak robiliśmy ją na raty. Z przerwą na kotleta. Ale jakiego kotleta??? Zamarliśmy z wrażenia, kiedy talerze wjechały na stół. Zresztą co będę opowiadać - sami popatrzcie. I nie były to kotlety rozbite na 1 mikrometr tylko normalne, grube i treściwe. Ja przy swoim wymiękłam, ale reszta zassała swoje bez mrugnięcia okiem. I tu można by się pokusić o analizę wpływu TRInO na pojemność inockiego żołądka. Ale to może innym razem.
Z Oleśnicy ruszyliśmy do Trzebnicy, bo tam czekała nas rekordowa ilość tras do przebycia - aż trzy. Brzmiało groźnie, ale trasy łącznie miały ciut ponad cztery kilometry, więc praktycznie jak jedno dobre TRInO. Dla mnie najlepszy był "Spacer po Zdroju" ze względu na "Kocią Ścieżkę". "Kocia Ścieżka" to trochę takie coś jak wrocławskie krasnoludki, tylko na dużo mniejszą skalę. Moim faworytem jest Nastroszek, który boi się myszki:-) Chłopakom bardziej spodobała się kolejka wąskotorowa. Tym sposobem każdy znalazł coś dla siebie.
Po tym całodniowym zwiedzaniu miałam już dość i liczyłam na odpoczynek w bazie, a tam okazało się, że sala gimnastyczna, na której mieliśmy spać, jest zajęta i trzeba czekać. A jaki jest najlepszy sposób na czekanie? Oczywiście - TRInO! I tym sposobem zrobiliśmy szóstą trasę tego dnia. c. d. n.
Następnym razem trzeba pobić rekord Trin na dzień ;)
OdpowiedzUsuń