Wieszając drugi lampion znalazłem w dołku wstążeczkę – charakterystyczną dla treningów OK-Sport – znaczy myślałem podobnie jak Oni projektując trasę! Nie zdziwiło mnie, że na trzecim dowieszanym PK – kopczyku także zobaczyłem czerwoną wstążeczkę.
Obok naszego lampionu "na kopczyku" wisi wstążeczka OK-Sport |
Krótka przebieżka po lesie w celu powieszenia tych trzech lampionów dała mi wyobrażenie co nas czeka: parno, duszno, gorąco i pot lejący się strumieniami. Ciekawe czy ktoś z uczestników wymięknie w taką pogodę!
Jadąc na start widziałem dochodzących pierwszych uczestników. I to nie byle jakich, bo nasza reprezentacja w kategorii 85+! Na ZPKu po raz pierwszy. Dostali mapę i poszli na trasę. Za chwilę na starcie pojawił się tłumek – jedni przyjechali autami, bardziej ambitni rowerami lub przyszli pieszo, a ci „najbardziej ambitni” przybiegli dobre 5 km w całkiem niezłym tempie! Mapy rozdane i po kolei wszyscy znikali w lesie. Z Barbarą czekaliśmy na ostatniego marudera, który wkrótce zamajaczył na horyzoncie i także mogliśmy ruszyć na trasę. Jako „autor” oddałem ster w ręce Barbary. No dobra – do słupków przy których dawno nie byliśmy, wyrywałem się by choć chwilę poprowadzić, ale lampiony dostawiane zestawiłem dla współbiegaczki. Niedaleko, bo przy drugim PK, dostrzegliśmy Mariusza Góraja, który ruszył dobrą chwilę przed nami. Ale szybko pomknął dalej. Także zaraz spotkaliśmy Marcina, który już kończył swój przebieg biegnąc wariantem „odwrotnym” (pewnie wyszło mu koło trzydziestu kilku minut). Biegło nam się ciężko i wolno. Ciężko się biega na niepełnej mapie i nie szło nam jakoś rewelacyjnie szybko.
Przy PK 39 zobaczyliśmy buszujące w krzakach światło czołówki. Okazało się, że latarka podpięta jest pod Przemka, który także biegnie wariantem przeciwnym do naszego. Większość chyba wybrała wariant przeciwny: pomiędzy PK 39 i PK 42 spotkaliśmy Bartka, a potem Zuzę, a troszkę dalej Ulę i Mariusza S. Ostatnie 3 PK robiliśmy już w światle latarek. Oj zapomniałem już jak biega się po nocy, szczególnie gdy wokoło pełno roślinności, która skutecznie ogranicza pole widzenia latarki.
W okolicach PK 43 coś szeleściło w krzakach – stanowczo ludzko szeleściło – wyglądało na jakiegoś zabłąkanego uczestnika przedzierającego się przez krzaki bez światła.
Na mecie czekał na nas Bartek z Przemkiem i okazało się, że pomimo wystartowania na końcu wcale nie wróciliśmy ostatni. Chwilę pogadaliśmy i nie widząc w lesie żadnych światełek ruszyliśmy do domu: Przemek biegiem, Bartek I Barbara rowerami, a ja wygodnie autem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz