Wczoraj w ciągu dnia, w poczcie znalazłam niepokojącego maila od Darka z zapytaniem o planowaną wizytę w lokalnym radiu.
- No żeszszsz...! - zaklęłam szpetnie po francusku, bo zupełnie wyleciało mi z głowy.
Nikt z radia się nie przypominał przez cały tydzień i zaczęła we mnie kiełkować nadzieja, że może zapomnieli.... Ale z drugiej strony - może uznali, że skoro jesteśmy umówieni, to nie ma co zawracać głowy, jeśli nic się nie zmieniło.
Kiedy przyjechał Darek, nie było już odwrotu. Ostatecznie nie po to przebijał się przez całą Warszawę żeby teraz zrezygnować. Do towarzystwa wzięliśmy jeszcze Tomka i pojechaliśmy do rozgłośni. Nikt się nie zdziwił na nasz widok, znaczy się faktycznie byliśmy umówieni.
Darek miał przygotowane pomoce naukowe, ściągi, plan wypowiedzi i zanim doszło do wywiadu, słownie zaatakował prowadzącego audycję. W sensie zalał go potokiem informacji o mapach, imprezach, zasadach InO. W końcu niech człowiek wie o czym wywiaduje, nie?
W studio Darek odważnie zasiadł przy jednym mikrofonie, a ja z Tomkiem usiłowaliśmy usiąść jak najdalej od drugiego. Tomek - bo nie ma radiowego głosu :-), ja - bo plotę jak Piekarski na mękach.
Pierwsze wejście w całości załatwił Darek. Zastanawiałam się, czy uda się prowadzącemu dorwać do głosu, ale chłopak mimo, że młody, to doświadczony i potrafił wykorzystać momenty kiedy Darek musiał nabrać powietrza:-)
W drugim wejściu padło niewygodne pytanie o najbliższe imprezy lokalne i nie było zmiłuj - musiałam odpowiedzieć. Darek patrzył z satysfakcją, że zostałam przymuszona do czynu; Tomek patrzył z ulgą, że nie na niego padło, a ja brnęłam. Na szczęście pamiętałam nazwę i datę naszych najbliższych zielonkowskich marszy i jakoś poszło.
I wiecie co? Przez parę minut gadaliśmy, mieliśmy dwa wejścia na antenę i nie udało się zareklamować Klubu:-((( Tak nas człowiek skołował....
Ale może parę osób dowiedziało się, co to w ogóle są te marsze i czym to się je....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz