Smok tym razem zaskoczył nas formą.Siłą już bidak nie może, to ima się czego popadnie. Już w drodze na zawody Tomek snuł przypuszczenia, że na lampionach na starówce to się nie może udać i musi być na punktach stałych. I faktycznie. Dostaliśmy kartkę z fotkami i musieliśmy je dopasować do miejsc. Myśleliśmy, że betonowych lampionów nikt nie ruszy, a i tak ktoś zaiwanił lampion z PK 14. Przynajmniej my i kilka innych osób nie znalazło go. Budowniczy coś tam się mętnie tłumaczył, że na zdjęciu wyszedł inny kolor niż był w rzeczywistości, ale fakt pozostaje faktem
W niektórych miejscach były fotki stowarzyszone, ale jakoś udało nam się ich uniknąć, za to wpadliśmy w chude minuty. Zupełnie nie wiem dlaczego, bo nigdzie nie wstępowaliśmy, ani po drodze nie oddawaliśmy się żadnym pobocznym rozrywkom. Myślę, że to wszystko przez ten nieszczęsny PK 14, którego szukaliśmy długo i namiętnie zanim udało mi się odciągnąć stamtąd Tomka, który koniecznie chciał znaleźć.
Na mecie musieliśmy jeszcze czekać aż przybywający na metę zawodnicy zeżrą ciasto z naszej foremki, bo zależało mi, żeby ją odzyskać. Długo nie czekaliśmy, bo ciasta zawsze znikają jak kamfora i z odzyskaną foremką cichcem ulotniliśmy się do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz