I znowu - ja przy garach, a ten w lesie...
No dobra, chałupę ogarnął, ale jednak... Tak żonę porzucić.... Buuuu...
Solo po raz trzeci. Ta dwa lata temu to była właściwie
pierwsza impreza gdzie na próbę poszedłem na TZ …. I nie byłem ostatni! Dlatego
lubię tę imprezę i pomimo kolejnej soboty pełnej przygotowań do imprezy nie
InOwej wymykam się z domu zostawiając Moją Druga Połowę przy garach. Aby
uspokoić tą piękniejszą płeć - od piątku swoje odpracowując: latając na szmacie
, odkurzaczu i nie wiadomo czym jeszcze.
Tym razem impreza w rodzinnej Falenicy, ale w części, do
której nigdy się nie zapuszczałem. Na starcie jeszcze pustki, choć dowiaduję
się, że Pani Prezes już godzinę w lesie! Ta to ma zdrowie… 10xsolo z rana, w
nocy Nocny Rajd Świętokrzyski, jutro rankiem bieg na Lampionadzie, a potem
zapowiada się w Zielonce na Rodzinnych MnO!
Dostaję mapę, jak zwykle mało opisaną, kilka wyjaśnień
ustno-pisemnych gdzie szukać PK X i w las.
Ze startu w las to w jedną stronę. Są jakieś wycinki z drogą w tym
kierunku. Jeden szczególnie fajny dłuuuugi przez całą kartkę, a na samym końcu
PK 7. Zakładam, że to ta droga, na której jestem. Ale jest jeszcze jedna
równoległa bardziej na północ. Także ją sprawdzam podążając zygzakiem w
kierunku PK 7 i starając się oszacować skalę mapy. Coś tam po drodze mi świta,
znajduję coś co by pasowało, ale nie „na styk” jak mówił autor, ale przez
nakładanie… Skręcam w lewo szukając PK 10. Pojawia się konkurencja TU – znaczy
coś tu musi być!. Mierzę odległość, sprawdzam przebieg ścieżki, patrzę
dokładniej na mapę… okazuje się że PK 10 jest „na niczym”. No cóż… nie będę
wracał na start bić autora bo za daleko. Odmierzam, sprawdzam zakręty i
wychodzi mi dołek. I jest w nim lampion. Dobra nasza! To dalej na PK 11, choć
to cofa mnie do mety, ale pozwoli mi sprawdzić czy na pewno dobrze trafiłem na
10-tkę. Coś tu lekko ze ścieżkami się nie zgadza… i znowu PK na niczym. Na
niczym na mapie, bo w terenie dołek. Wracam na główną drogę i zmierzam w
kierunku siódemki. Po drodze dopasowuję przejście na północ i skrót – pomijam
więc siódemkę zakładając , że wezmę ją później. Teren się zgadza. Ale moja
zdolność liczenia ścieżek coś szwankuje. Idę inną ścieżką, coś tam znajduję
(nawet dwa lampiony), ale ciut dalej. Biorę ten w dołku i… orientuję się że to
nie ta ścieżka!!! Przeczesuję teren, znajduję właściwą i właściwy PK 5 (tzn.
chyba właściwy, bo kolejny na niczym). Przy PK 4 dwa lampiony i mały tłumek
uczestników. Biorę ten „lepszy” choć znowu na mapie to biała plama;-( Czytam
jeszcze raz opis mapy i dociera do mnie, że odcinki powinny się łączyć. Coś tam
autor mówił „na styk”. I dodatkowo powinny tworzyć „logiczną trasę”. Czyli ten,
na którym jestem coś powinien jeszcze mieć. Gdzieś bardziej na wschód. Jako
krótkowidz zdejmuję okulary, patrzę, patrzę… i mam! PK 8! Na szczęście z PK 8 jest prosta droga
do ominiętego PK7. Trochę podbiegam, bo coś wolno mi idzie i mało optymalnie.
Znowu PK na niczym, znaczy na dołku. Od tej pory wiem, że jak na mapie jest
biało, znaczy to „dołek”. PK 9 oczywiście „ na dołku” (lepiej brzmi niż „na
niczym”). Wreszcie PK X na czymś konkretnym – róg płotu. PK Y i PK 6 tak samo –
tzn. było by tak samo, gdyby nie BPK. PK Z to przyjemność, bo mapa mówi, że kolejny róg płotu. Zostaje
jeszcze jeden element do dopasowania. Widzę, że znowu nieoptymalnie poszedłem –
muszę odbić na zachód do najdalszego punktu i wracać w kierunku 9-tki. Znowu
podbiegam. I konsternacja. Nie dołek , ale wyrwa w ziemi, że ho ho! Lampion
gdzieś na mniejszym odkształceniu terenu, a drugi w tej wyrwie. Który lepszy?
Może jednak ten na czymś mniejszym – jak poprzednie! Jeszcze dwa lampiony.
Jeden przeoczyłem gdzieś koło 6-stki, ale to dobrze bo na drodze do mety i
jeden gdzieś tam koło 9-tki. Podbiegam znowu. I szukam lampionu (nie PK tylko
lampionu, bo znowu nie wiadomo na czym on jest). Droga i linia energetyczna.
Ciut inaczej niż na mapie. Coś się nie zgadza. W pierwszym wytypowanym miejscu
– kopczyk (nie dołek!!), ale bez lampionu. Znowu bez okularów analizuję mapę.
Gdzieś na środku pomiędzy słupami powinien być ten lampion. I jest. Nie
wszystko się zgadza, ale w/g słupów ok.,
to biorę. I biegusiem na ostatni PK 3. Odmierzam i… znowu dołek. TU podpowiada
mi że to jedyny lampion w okolicy, więc nie sprawdzam, biorę i na metę bo już
czas się kończy (tzn. skończył). Wpadam na metę tradycyjnie krzycząc „Czas!
Czas!”.
Na mecie dzielnie odmawiam zjedzenia batonika. Potwierdzam
BPKi, i dyskutuję na temat owej dwójki na kopczyku. Jednak chyba stowarzysz
będzie. Z Panią Prezes czekamy na Pawła, który wyszedł zaraz za mną, a także
jedzie na Rajd Świętokrzyski. Deklaruję podwózkę na stację. Paweł się spóźnia
(ma więcej minut niż ja!!!). Jak widać trasa była trudniejsza niż zwykle. Łączenie na styk bardzo ograniczonych treścią
wycinków nie idzie tak łatwo. I szukanie nie wiadomo czego (tzn. lampionu, a
nie Punktu Kontrolnego”. Tak się zastanawiam, czy te punkty „na dołkach i
kopczyku” nie powinny być za 60PK - bo właściwie nie są naniesione na mapę!
Następne 10xSolo wygrywam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz