Taka byłam wczoraj zmęczona, że w drodze na Szybki Mózg zasnęłam, śniły mi się różne głupoty, a Tomek twierdzi, że chrapałam. Do startu jakoś udało mi się rozbudzić, a nawet zrobić rozgrzewkę. Co prawda po tej rozgrzewce już nie miałam siły na zawody, ale jak już przyjechałam, to choćby na czworakach, ale przebyć trasę trzeba było.
Biegłam zaraz za Anią O. i była moim wyznacznikiem jak mi idzie - jak byłam przed nią to OK, jak razem z nią, też OK, ale jak zostawałam w tyle to już NIE OK. Do PK 6 było dobrze - start znalazłam w sensownym czasie, nie zgubiłam się, cały czas biegłam (powolutku, ale jednak). Na szóstce rzuciło mi się na oczy i zamiast na siódemkę, pobiegłam na siedemnastkę. Jakoś mi ta jedynka przed siódemką umknęła, ale to wiadomo - pot zalewa oczy, to człowiek nie widzi. Miotałam się wokół lampionu, bo teren mi się zgadzał, a kod nie. Dobrze, że w ogóle nabrałam nawyku sprawdzania kodów, bo jak nic byłoby NKL. W końcu dotarło do mnie, że jestem na siedemnastce, a nie siódemce i mogłam naprawić swój błąd.
Do jedenastki pomykałam bez przeszkód (prawie, bo w drodze na dziesiątkę jakoś zahaczyłam o jedenastkę), a potem nastąpił długi przebieg do dwunastki. To było nieludzkie ze strony organizatorów! Jak punkty są gęsto, to zawsze jest okazja żeby odpocząć, bo to trzeba kod sprawdzić, odpipać się (a czasem są fajne kolejki i z grzeczności można przepuścić tych bardziej spieszących się), popatrzeć na mapę, gdzie biec dalej ... Jednym słowem - przed dwunastką wymiękłam i przeszłam do marszu. Od dwunastki przez chwilę biegłam za jakąś parką, która ewidentnie była z mojej trasy, a tempo miała odrobinkę lepsze od mojego, więc mogłam się troszkę podciągnąć, a nie zarżnąć. Z siedemnastki na osiemnastkę znowu długi przelot i znowu uskuteczniałam marszobiegi. A za chwilę to samo z dwudziestki na kolejny. Jakaś taka sadystyczna trasa wczoraj była. I tę pogodę zamówili taką z przegięciem.
Ostatnie punkty przebiegłam podtrzymywana nadzieją na metę. Już z daleka zobaczyłam, że na mecie robią fotki, więc przyspieszyłam (żeby widać było, że jestem w ruchu) i wyszczerzyłam zęby, że niby z taką radością biegam. Obawiam się co prawda, że na zdjęciu będę wyglądać jak wściekły pies z tymi wyszczerzonymi zębami, ale trudno - przepadło. Może nie opublikują...
Kiedy dotarłam do bazy, Tomek już był, mimo, że startował parę minut po mnie. A jakoś nie widziałam kiedy mnie wyprzedził. W wynikach znowu zasilam końcowe pozycje, ale taka całkiem ostatnia to nie jestem!
Na kolejnym biegu ja wam jeszcze pokażę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz