Kolejne
podejście do tematu Falenickiego BnO. Z
jednej strony chęć poprawienia się (ostatnio mocno się zdezorientowałem i ponad
20 minut błąkałem się bezradnie), ale z drugiej strony dzień ekstremalny, bo po
Falenicy jedziemy do Mińska Mazowieckiego na kolejny „Extremalny bieg na
orientację” ale na dystansie nominalnym 15km, więc trzeba się oszczędzać. Tym
bardziej, iż w tygodniu coś tam postanowiłem treningowo pobiegać i się
dorobiłem - rzężenie z oskrzeli i mokry
kaszel (jak widać treningi szkodzą – obiecuję więcej tego nie robić!;-).
Właściwie to
fajnie się rywalizuje po znanym terenie - trzeci bieg na tą samą mapę, więc
zawsze łatwiej. Wolny truchcik (by się zbyt nie zmęczyć), ale już na drugim PK
zawiodła wbudowana orientacja – zamiast użyć kompasu pobiegłem „gdzieś tam”, szukając dołka z lampionem i oczywiście dołek
ów „zajumali”. Na szczęście nie tylko mnie ten dołek „zajumali” - konkurencja podobnie bezradnie błąkała się po
okolicy, a nawet szybciej bo biegiem, a ja przeszedłem do marszu zerkając przez
lupę w mapę by dokładniej ustalić gdzie się pomyliłem;-) Zdecydowanie
postanowiłem sobie używać jednak kompasu! – od razu szło lepiej! Pełen obaw
dotarłem do „anomalii magnetycznej”. Gdzieś tam na granicy widoczności
majaczyła jakaś konkurencyjna grupa biegaczy. Nauczony doświadczeniem trzy razy
sprawdziłem czy wybrałem dobry kierunek – bo owej konkurencyjnej grupie
wyraźnie spodobał się zupełnie inny kierunek! Przy dziewiątce jednak się
odnaleźli (widać znacznie lepiej biegają i lubią robić więcej kilometrów), co
chwila spotykaliśmy się przy perforatorach, następnie oni nikli w sinej dali,
by spotkać się przy kolejnym lampionie. Na dobre znikli przy przedostatnim
punkcie – gdy widać metę, to ciężko się już pogubić;-). Jak patrzę na ślad GPS (https://docs.google.com/file/d/0B8gJA_-6U27oel9IRE1NV3ZpMW8/edit?usp=drivesdk),
to chyba dość
dobrą taktykę obrałem w miarę po liniach prostych od punktu do punktu, las jest
dość dobrze przebieżny, a przy moich marnych biegowych zdolnościach tempo biegu
na azymut lub po drodze nie różni się znacznie, zaś każdy zyskany metr
odległości to mniejsza zadyszka!
Efekt końcowy
czas ciut poniżej godziny (czyli akurat na moim poziomie, choć marzę by kiedyś
zejść do 50 minut) rekordowe 15 miejsce (no, tak mało zawodników startowało)
oraz… zdezelowane kolano. Zdezelowano kolano dało się we znaki gdy w
oczekiwaniu na Drugą Połowę poszedłem na kilka punktów trasy TP. Dziś trasa TP
była wymagająca! Kolorowa szwajcarka jak się patrzy, tyle, że autor zamiast
napisać o wycinkach „ znajdują się w planie mapy” napisał „znajdują się w skali
mapy”. Niby jeden wyraz, ale znajomych, którzy wyszli na TP chwilę po moim
wybiegnięciu na Open-M wracając z biegu zastałem na ławeczce przed szkołą
próbujących „dopasować” wycinki do mapy pomocniczej. Zresztą na TP nie
poszedłem od razu (chwilę odpocząłem po biegu), a oni ciągle na tej ławeczce
walczyli z wycinkami!
W czasie zabawy na TP okazało się, ze kolano stanowczo
protestuje przy zginaniu…. Ale ze sztywną nogą można chodzić, trochę nakłamię w
oświadczeniu przez imprezą w Mińsku (bo tam trzeba podpisywać deklarację, iż jest się zdrowym lub zaświadczenie
lekarskie okazywać) ale sobie nie odpuszczę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz