Prawie siłą T. oderwał mnie od ostatniej niepoślipkowej mapy na sobotnią imprezę, bo Szybki Mózg i Szybki Mózg. Mój mózg był już wyjałowiony po walce z oomapperem (nierównej walce - dodam), miałam więc lekkie obawy jak też ja sobie dam radę??? Zwłaszcza, że tym razem postanowiliśmy przetestować nowoutworzoną kategorię - odważni. W końcu tacy początkujący to już nie jesteśmy.
Na starcie masa znajomych, w tym G.A., którą ostatnio usilnie (i jak widać skutecznie) namawialiśmy do biegów.
Kiedy tylko pierwsi zawodnicy ruszyli, stanęliśmy blisko linii startowej i patrzyli, w którą stronę polecą. Pierwsza osoba z naszej trasy pobiegła w lewo, druga w prawo, a trzecia prosto. Jak to? Gubią się już na starcie?? Taka trudna trasa??
Przerażona weszłam do zagródki startowej, clear, check, mapa w garść i pooooszli!
Faktycznie - do pierwszego punktu można było biec albo w prawo, albo w lewo, bo trzeba było okrążyć blok stojący tuż za startem. Pierwsza strategiczna decyzja - biorę go z lewej! Potem z powrotem przed blok, dwa razy w prawo i jest kolejny. Do trójki trzeba przez ulicę - samochody jeżdżą, inni lecą bez względu na pasy czy czerwone światło. Ja jako praworządny obywatel grzeczniutko pobiegłam na pasy i spokojnie poczekałam na zielone. Co mają mnie rozjeżdżać?
Na ostatnim zakręcie zobaczyłam dużego Paprocha przeskakującego murek i odruchowo też wskoczyłam na niego. (Na murek, nie na Paprocha.) Zapomniałam tylko porównać długości naszych nóg i niewiele brakowało, a wylądowałabym na plecach przed murkiem. Utrzymałam się wyłącznie siłą woli po czym opadłam na właściwą stronę murka. Szybkie pipnięcie, w tył zwrot i już alejką, a nie po murkach z powrotem. Znowu przez ulicę i znowu czerwone światło. Bohatersko przeczekałam, chociaż inni biegli nie patrząc co się dzieje dookoła. Czwórka w podwórku - jednym wejściem wpadłam, drugim wypadłam i po piątkę, a tu niespodzianka - piątka w rogu boiska, z którego startowaliśmy. Ponieważ teren już opatrzony, więc na szóstkę bez zatrzymywania się (no, może tyle ile trzeba na złapanie oddechu). Do szóstki daaaleeekoooo. Przebiec tego nie sposób, więc końcówka już trochę marszem i w końcu ją dopadłam.
Kolejne trzy punkty za Trasą Łazienkowską. Za innymi pobiegłam na kładkę, zadowolona, że znowu nie utknę na czerwonym. Siódemkę zdjęłam łatwo, a do ósemki w grupie, bo chyba kilka tras miało tu swoje punkty. Dziewiątka bliziutko, a do dziesiątki znowu trzeba było się przedrzeć przez Trasę. Na szczęście dało się górą. Jedenastka i dwunastka to właściwie formalność, zresztą cała trasa okazała się łatwa i nie udało mi się zgubić.
Na mecie czekał już T., który wystartował po mnie, ale za to skończył przede mną:-) Czas na oko osiągnęłam taki sobie, ale bynajmniej nie jakiś haniebny. Usiłowaliśmy wydedukować coś z otrzymanych wydruków, ale tym razem były jakieś inne. Nie wynikało z nich nic, a jeżeli już coś, to bardzo dziwne. W końcu gremialnie ustaliliśmy, że chyba organizatorom rozkalibrowały się zegary startowe i musimy poczekać na oficjalne wyniki.
Wyniki oficjalne też pojawiły się jakieś dziwne. Ci z pierwszych miejsc bili rekordy świata w biegach, nasze czasy też były jakieś abstrakcyjne. Po chwili zaczęły się korekty, widać organizatorzy zaczęli je uprawdopodabniać:-) Ostatecznie T. zajął jedenaste, a ja trzydzieste pierwsze miejsce na pięćdziesięciu trzech biegaczy i trzech nieklasyfikowanych.
Za miesiąc planuję być w pierwszej dwudziestce, jeśli się nie zgubię oczywiście:-)
Tak przy okazji refleksja: ciekawa nazwa imprezy biegowej. Idąc tym tropem to symultaniczna gra mistrza szachowego powinna nazywać się "Szybkie Nogi", bo musi biegać od szachownicy do szachownicy... Leśny D.
OdpowiedzUsuńNo, coś w tym jest:-)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie pojąłem głębię tej nazwy: w końcu u osoby biegnącej mózg też porusza się z takąż prędkością. Tak więc im szybciej osoba biegnie tym ma szybszy mózg!
OdpowiedzUsuńLeśny D.
Teoria godna Fizyka-Teoretyka;-)
OdpowiedzUsuń