Między szykowaniem śledzi a pierniczków postanowiliśmy na chwilkę wyskoczyć do Świdra na trino masowe, ot - dla relaksu. Wspólne trinowanie powoli robi się tradycją i jest znacznie bardziej atrakcyjne niż samotne.
Tradycją staje się też, że my się spóźniamy, grupa czeka, albo nie czeka, ale i tak ich doganiamy. Kiedy wysiedliśmy z auta, w oddali zobaczyliśmy naszych, wracających z PK 3. Odpuściliśmy ten punkt i od razu poszliśmy z nimi na PK 4.
Mapę mieliśmy taką jeszcze przedwojenną, co chwilami wprowadzało element dezorientacji. Dodatkowo każdy zajęty towarzyską konwersacją sądził, że kto inny pilnuje trasy i chwilami szliśmy po prostu przed siebie. Tym sposobem do piątki poszliśmy nieco (spore nieco) naokoło, ale ostatecznie byliśmy na spacerze. Poza tym i tak piątka była zaznaczona na mapie niezupełnie tam gdzie trzeba.
Najwięcej atrakcji dostarczyło nam przejście z PK 8 do PK 2, bo kiedy wybrana droga skończyła się na czyimś podwórku, postanowiliśmy dalej pójść lasem. Ścieżka w lesie też była uprzejma się skończyć i nastąpiło klasyczne krzalowanie.
A tak wygląda grupa zagubionych PInOków:
Ostatecznie jednak znaleźliśmy, co mieliśmy znaleźć, nasz zaległy PK 3 zrobiliśmy samochodowo i czym prędzej wróciliśmy do domu dekorować dwieście pierniczków.*
Warto przyjść jutro na ChoInO!
*Nie, dwustu jutro nie przyniosę, część jedzie do szkoły córki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz