Wczorajszy Smok stał pod znakiem zapytania w związku z walącym się zjazdem OM PTTK, na którą to imprezę nakazano zjeżdżać Tomkowi pod karą mandatu, a ja pojechałam go pilnować. Pojechało też mnóstwo innych osób potencjalnie zainteresowanych smokiem.
W zaistniałej sytuacji, Gosia (szefowa tej edycji) postanowiła czekać na nas do upadłego i nie zwijać kramiku choćby do rana.
Tomek dał się wciągnąć na członka (zarządu), ja mimo usilnych namów dobiegających z prawa i lewa nie dałam się skusić na tę przyjemność, uznając, że kobiecie w pewnym wieku takie figle już nie przystoją:-)
Kiedy już wybrano, kogo miano wybrać i zakończono wszystkie papierkowe formalności, wreszcie mogliśmy jechać na InO. Tyle tylko, że w tym momencie moim priorytetem była kolacja i łóżko. Tak byłam wyczerpana czuwaniem nad poprawnością głosowania przez Tomka, że wizja błąkania się po parkach i osiedlach stała się wręcz przerażająca. Odwrotu jednak nie było. Do kompletu wzięliśmy jeszcze Anię K. i szybko podpięliśmy się pod Basię i Darka, którzy chwilę wcześniej wystartowali i wciąż tkwili pod latarnią. Zanim zdążyłam obejrzeć mapę, już ruszyliśmy, a kiedy ją przeanalizowałam byliśmy daleko od miejsca startu, w związku z czym nie potrafiłam się umiejscowić. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało. I tak postanowiłam iść na sępa. Szłam więc za grupą, a pochód zamykała Ania, która również wybrała tę samą opcję.
No dobra, ze trzy razy miałam przebłyski i wiedziałam skąd i dokąd idziemy, a nawet do jednego z PK pognałam przodem (że to niby ja prowadzę tę grupę:-))
Wyszliśmy sobie jakoś mało optymalnie, bo w środek trasy i żeby zaliczyć całą, musielibyśmy iść ruchem wahadłowym. Czyli kawał wrócić niemal po śladach. Z braku innej opcji tak też zrobiliśmy i był to bardzo dobry manewr. Jego genialność polegała na tym, że trasa przechodziła obok startu/mety. Oczywistym jest, że skoro jest meta, to należy skorzystać z jej dobrodziejstwa, a nie plątać się do rana po mieście. Po koronnym argumencie:
- Ale organizatorzy też chcą iść do domu - wszyscy złożyliśmy broń (znaczy się karty startowe) i oddali się konsumpcji zachomikowanych dla nas dóbr w postaci ciast trzech rodzajów.
Wyniku z tego raczej nie będzie, ale impreza zaliczona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz