Tyle się działo, że nie ma kiedy o wszystkim napisać.
W czwartek byliśmy oswajać smoczą poczwarę. To znaczy - byliśmy oboje, ale tylko ja wyszłam na trasę, bo Tomek wciąż był bez nóg, poza tym zaczynało brakować map, bo sporo osób dopisało się dopiero na starcie, więc miał dobry pretekst żeby honorowo nie iść:-)
Na starcie ukonstytuował się silny zespół w składzie: Zuza, Ania (Owieczka), Paweł i ja i ruszyliśmy. Ponieważ regulamin z liczeniem wycinków, punktów, kar był dla mnie zbyt skomplikowany, więc nie zawracałam sobie nim głowy. Liczyłam na to, że reszta zespołu jest bardziej kumata. Zresztą wszyscy potraktowaliśmy wyjście raczej rozrywkowo i towarzysko. Co oczywiście nie znaczyło, że nie będziemy się starać!
Początek poszedł nam prawie dobrze, bo trafiliśmy na pierwszą gwiazdkę i znaleźliśmy jeden z dwóch PK na niej. Drugi jakoś został nam po przeciwnej stronie ulicy i postanowiliśmy wziąć go w drodze powrotnej. Ambitnie poszliśmy w stronę najwyżej punktowanych gwiazdek, ale położonych za to najdalej. Twardziele z nas:-)
Gwiazdki za 8 punktów udało nam się nawet dość sprawnie dopasować i odnaleźć przynależne PK, za to z dziesiątkami było już trudniej. To znaczy najpierw niby coś tam dopasowaliśmy, ale nie do końca wszystko od razu sprawdziło się w terenie. Szczególnie lidary dały nam w kość - nie rozpoznaliśmy punktu podwójnego i wzięliśmy stowarzysza. W ogóle niewiele brakowało, a wzięlibyśmy całą stowarzyszoną gwiazdkę, ale na szczęście Ania wykazała się przytomnością umysłu i oprotestowała wybór.
Trochę punktów karnych wpadło nam za czas, ale z tym się liczyliśmy, bo nie zakładaliśmy biegania. W końcu miał być miły relaks. No, może Paweł miał jakby mniej tego relaksu, bo ganiał po zagubione PK i ogólnie najwięcej z nas czesał.
Wstępne wyniki pokazują, że i tak uplasowaliśmy się w pierwszej połowie stawki i to mnie w pełni satysfakcjonuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz