Do dopełnienia tego niepełnego Maratonu został etap nocny. Od razu po ujawnieniu autora trasy – czyli przed zawodami, wszyscy tego etapu najbardziej się bali. Oj, znamy nocne etapy Michała, które masakrowały uczestników!
Wywieszono listy startowe i zgodnie z tendencją tych zawodów, minuta zerowa
została znacznie przyspieszona w stosunku do komunikatu technicznego. A że na
start było 3 km i ta minuta zerowa już za chwilę, to część rzuciła się do
gorączkowych przygotowań. Druga część nieświadoma zmiany godziny startowej
oddawała się miłemu lenistwu. Na szczęście gdy już pierwsi tłoczyli się w
wyjściu wciągając na nogi obuwie, po raz kolejny zmieniono minutę zerową tym
razem dano nam troszkę czasu na zebranie się.
Na start pojechaliśmy autem – gotowi i zwarci do szybkiego powrotu do domu. Nie ma to jak spać we własnym łóżeczku, a że do domu niezbyt daleko, to powinno udać się i wyspać. Dołączył do nas Paweł (tzn. do szybszego powrotu) – pewnie w nocy dał mu do wiwatu skrzypiący potępieńczo wentylator (za dnia ciężko wytrzymać, a spać przy czymś takim…).
Na start pojechaliśmy autem – gotowi i zwarci do szybkiego powrotu do domu. Nie ma to jak spać we własnym łóżeczku, a że do domu niezbyt daleko, to powinno udać się i wyspać. Dołączył do nas Paweł (tzn. do szybszego powrotu) – pewnie w nocy dał mu do wiwatu skrzypiący potępieńczo wentylator (za dnia ciężko wytrzymać, a spać przy czymś takim…).
Na start, o
dziwo, udało się trafić. Dobrze że jechaliśmy autem, bo rzeczywiście daleko. Na
starcie już w dobre rozwija się Impreza Jubileuszowa Skrótów. Co chwila zespoły
oglądające mapy próbują zadeptać ludzie niosący gorące napoje do stolika. Widać
kogoś zadeptali, bo kolejność na starcie zmienia się dynamicznie – kto pierwszy
ten lepszy. Wreszcie dostajemy nasze mapy. Wyglądają ciężkawo jak na noc – dużo
ciemnych trójkątów, a wiadomo - nocą wszystko i tak jest czarne. Wychodzimy na
zewnątrz bo w tym ścisku ciężko się skupić, a opisu sporo. Szukamy północy – bo jak rozumieć zdanie
„Północ: krótszy brzeg kartki”? Znaczy północ jest w kierunku krótszego brzegu
kartki? Którego? A, że startowy trójkąt może być obrócony i zlustrowany….
Chyba udaje się odgadnąć intencje autora. Ruszamy na pierwszy PK – taki na mapie BnO. Róg granicy kultur przy rozwidleniu cieków. Lampion jest. Niedaleko jest PK 9, zastanawiamy się czy tam iść, ale krzaki skutecznie nas zniechęcają. Pewnie można obejść je z lewej i nawet widzimy - idą tam światełka Mojej Drugiej Połowy i D. M. Ale zniechęceni krzakami postanawiamy iść z drugiej strony. W międzyczasie dopasowujemy wszystkie trójkąty – jakoś dziwnie proste to się wydaje – i wiemy, że trasa układa się w pętelkę z pustym środkiem. Logiczne. Gdzieś tu dorywa Barbarę telefon „służbowy”. Ona gada i gada (ile można) ja podbijam kolejny PK. Przy następnym PK 13 kończy rozmowę – zawsze lepiej jest skonsultować swój wybór z partnerem. Nawet jak nie widać żadnych stowarzyszy w okolicy. Hmm, to podejrzane, że tych stowarzyszy nie widać… zabrakło lampionów czy co? Przy PK 14 jakiś tłumek. O i pierwszy stowarzysz na horyzoncie! Dalej do drogi. Lampion do PK 18 źle wisi. Ogólnie wg mapy „punkt na niczym”, gdzieś „obok skrzyżowania”, a lampion także „obok” tyle, że na tym drugim „obok”. Tym bardziej, że było gdzie lampion powiesić. Tak patrzymy dokładniej na mapę – sporo jest kółeczek, w których geometrycznym środku „nic nie ma”. Autor rysował je na drzewkach gdzie zawiesił lampiony, czy co?
Koło PK 15 pojawia się ekipa krakowska. Znowu biega kurcgalopkiem w dziwnych kierunkach. I będzie tak biegała zanim zniknie przez kilka najbliższych PK.
PK 11 znowu wisi jakoś tak „mało dokładnie”, a przy skali 1:5000 i dokładnej mapie lidarowej można by lepiej. PK 1 ... wskazuje na środek prostej drogi, potem PK 10 wskazuje… na drzewo w przebieżnym lesie? Oj, chyba jakieś okulary korygujące by się autorowi przydały! Chwilami aż by się chciało wbić BPK-a, ale użeranie się potem z protestami…
W każdym razie etap okazał się łatwy. Kolejny na poziomie standardowego TU. Czyli nie będzie zróżnicowania wyników i zostanie 3-cie miejsce.
Chyba udaje się odgadnąć intencje autora. Ruszamy na pierwszy PK – taki na mapie BnO. Róg granicy kultur przy rozwidleniu cieków. Lampion jest. Niedaleko jest PK 9, zastanawiamy się czy tam iść, ale krzaki skutecznie nas zniechęcają. Pewnie można obejść je z lewej i nawet widzimy - idą tam światełka Mojej Drugiej Połowy i D. M. Ale zniechęceni krzakami postanawiamy iść z drugiej strony. W międzyczasie dopasowujemy wszystkie trójkąty – jakoś dziwnie proste to się wydaje – i wiemy, że trasa układa się w pętelkę z pustym środkiem. Logiczne. Gdzieś tu dorywa Barbarę telefon „służbowy”. Ona gada i gada (ile można) ja podbijam kolejny PK. Przy następnym PK 13 kończy rozmowę – zawsze lepiej jest skonsultować swój wybór z partnerem. Nawet jak nie widać żadnych stowarzyszy w okolicy. Hmm, to podejrzane, że tych stowarzyszy nie widać… zabrakło lampionów czy co? Przy PK 14 jakiś tłumek. O i pierwszy stowarzysz na horyzoncie! Dalej do drogi. Lampion do PK 18 źle wisi. Ogólnie wg mapy „punkt na niczym”, gdzieś „obok skrzyżowania”, a lampion także „obok” tyle, że na tym drugim „obok”. Tym bardziej, że było gdzie lampion powiesić. Tak patrzymy dokładniej na mapę – sporo jest kółeczek, w których geometrycznym środku „nic nie ma”. Autor rysował je na drzewkach gdzie zawiesił lampiony, czy co?
Koło PK 15 pojawia się ekipa krakowska. Znowu biega kurcgalopkiem w dziwnych kierunkach. I będzie tak biegała zanim zniknie przez kilka najbliższych PK.
PK 11 znowu wisi jakoś tak „mało dokładnie”, a przy skali 1:5000 i dokładnej mapie lidarowej można by lepiej. PK 1 ... wskazuje na środek prostej drogi, potem PK 10 wskazuje… na drzewo w przebieżnym lesie? Oj, chyba jakieś okulary korygujące by się autorowi przydały! Chwilami aż by się chciało wbić BPK-a, ale użeranie się potem z protestami…
W każdym razie etap okazał się łatwy. Kolejny na poziomie standardowego TU. Czyli nie będzie zróżnicowania wyników i zostanie 3-cie miejsce.
Na mecie wyżerka. Całkiem dobra. Nie planowałem obżarstwa, ale musieliśmy zaczekać na Pawła więc coś tam uszczknęliśmy. Moja Druga Połowa i DM jak wynika z zeznań nie wytrzymali i wbili na swoim etapie TU BPK-a na źle postawiony lampion. Z tego co widziałem na mapie i słyszałem wyjaśnienia autora trasy, mieli do tego pełne prawo. Ale Darek zaspał i się nie wnosił protestów pisemnych, a SG zaliczył go im wbrew przepisom jako PM. Zdarza się, choć niesmak zostaje. I w dodatku będę musiał teraz bronić DM przed Renatą, która grozi mu „jesienią średniowiecza” za tego BPK-a. Choć z drugiej strony ciekawe jak taka jesień wygląda?
W ramach
podsumowania (bo kiedyś zmieszałem Maraton z błotem) – tym razem się
organiaztorom udało. Wprawdzie wkurzyła mnie wpadka z podwyższaniem ceny już po
zamknięciu zapisów, bez żadnej alternatywy, ale rzeczywiście jedzenie było
dobre i widać, że wszystkim smakowało. Trochę zbyt asekuracyjnie łatwe etapy –
w TZ tylko jeden powodował jakieś zróżnicowanie wyników. Ale za to wszystkie
„do przejścia” - nikt nie miał wątpliwości jak ruszyć i gdzie iść, by trafić na
metę. Gdyby wszystkie były jak ten pierwszy, byłoby idealnie. Sprawne liczenie
i publikowanie wyników.
Ze uwag krytycznych – puszczenie TU i TZ po tych samych trasach z mapami, które mogły pomóc i „niestaranność” przy ustawieniu lampionów w E3. I szkoda, że mapy krajoznawcze po Skaryszewie pojawiły się zbyt późno, bo z chęcią bym zrobił wycieczkę po mieście.
Ze uwag krytycznych – puszczenie TU i TZ po tych samych trasach z mapami, które mogły pomóc i „niestaranność” przy ustawieniu lampionów w E3. I szkoda, że mapy krajoznawcze po Skaryszewie pojawiły się zbyt późno, bo z chęcią bym zrobił wycieczkę po mieście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz