Wkrótce na horyzoncie pojawiła się Barbara, która rozwieszała kolejne 2 lampiony. Także z przyjemnością wbiła się do samochodu.
Zgłoszonych było 7 osób. 2 „wymarły” zawiadamiając o tym telefonicznie. Wkrótce na końcu ulicy pojawiła się biegnąc postać. Jak nic Przemek. Jemu to nigdy dość biegania!
Po dłuższej chwili zmieniania warstw wierzchnich i dylematu czy biec „na grubo czy na cienko” Przemek ruszył w las. Dość nagle, bo usiłował włączyć najpierw zegarek, który przy ujemnych temperaturach odmawia współpracy w tym temacie. Więc chuchał i dmuchał na niego aż niespodziewanie stoper ruszył i Przemek zerwał się do biegu w dość niespodziewanym momencie.
Wkrótce, właściwie już po czasie, dotarł niezwodny Mariusz G. Zostało nam poczekać na ostatniego – drugiego Mariusza S. Na smsa z pytaniem czy przyjdzie nie odpowiedział. Gdy mieliśmy już dość czekania mapę włożyliśmy „za wycieraczkę” wysłaliśmy smsa z powiadomieniem o tym i pobiegliśmy w las. Początki były trudne. Zamarzały ręce, płuca i inne części ciała. Przez pierwsze dwa PK ścigaliśmy się z Mariuszem, a potem się oderwaliśmy. Gdzieś tak w połowie trasy zaczęło być cieplej. Ale rękawiczek nie zdjęliśmy do końca. Muszę powiedzieć, że bieganie po ciemnym lesie idzie coraz lepiej. Oczywiście jakieś drobne błędy nawigacyjne się zdarzają – krzaki w nocy wyglądają znacznie groźniej niż za dnia i starając się je ominąć czasami lekko zbaczamy z kursu. Na pewno mam już dobre wyczucie odległości – wiem że „to już tu powinien być PK”.
Mapa za wycieraczką pozostała nienaruszona. Później Marusz S. sms-ował, że był na starcie i nas nie znalazł. Okazało się, że nie doczytał gdzie ten start jest i szukał nas w innym miejscu. No cóż, zdarza się.
Po powrocie do domu sprawdziłem termometr. Dobrze ponad 9 stopni mrozu! A odczuwalnie pewnie ze 20. Miejmy nadzieję, że to ostatni tak mroźny ZPK w tym sezonie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz