Już myślałam, że piątkowy wieczór spędzę na błogim lenistwie, ale nie. Nic z tego. Chała. Darek zepsuł mi plany wymyślając InOTRInO. Że z okazji Dnia bez Samochodu będziemy się wozić metrem. No, ale do tego metra i tak musieliśmy dojechać samochodem, zwłaszcza, że zamówił u nas termos herbaty i tłuczenie się komunikacją miejską z naszego zadupia nie wchodziło w rachubę.
Z bliżej nieznanych mi przyczyn Tomek umyślił sobie, że impreza będzie się rozgrywać w obrębie stacji metra, bez wychodzenia na powierzchnię, w związku z czym nie wziął nawet nic od deszczu, a oboje nie wzięliśmy czołówek. Kiedy więc pobraliśmy mapy, nastąpiła lekka konsternacja - wynikało z nich, że na kolejnych stacjach trzeba będzie jednak wychodzić na powierzchnię i do tego błąkać się gdzieś po rozległej okolicy.
Utknęliśmy już na pierwszej stacji i dłuugo nie mogliśmy dopasować wycinka. Staliśmy pod latarnią (bo bez czołówek) i gapili się w mapę. Mi wycinek podpowiedział Mariusz, Tomek sam dopasował. Przez kilka pierwszych stacji spotykaliśmy co krok kogoś z mapą, dopiero później stawka się rozciągnęła i zostaliśmy sami. Tak dla ułatwienia Darek załatwił z zarządem metra, że na każdej stacji powiesili mapkę okolic, dzięki czemu można było jakoś dopasować wycinki - w suchym i jasnym miejscu. Na zewnątrz byłoby znacznie trudniej. Z Tomkiem podzieliliśmy się obowiązkami - od doprowadzał na miejsce, ja dopasowywałam fotkę. I jedno i drugie bez czołówek było niezłym wyzwaniem, więc jeden stowarzysz i jeden opis uważam za sukces (mogło być więcej). Mam tylko jedno zastrzeżenie - niby trasa miała być do wożenia tyłka metrem (i na to się nastawiłam), a nabiegaliśmy się jak na zwykłych zawodach! Są też i plusy - wreszcie poznałam większość stacji metra i teraz w razie czego będę umiała się nim poruszać:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz