Dzisiaj zastanowimy się co ma InO do terroru. A ma więcej
niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka!
Przygotowania to jedno. Wygospodarowanie czasu,
podporzadkowanie dnia imprezie… A trzeba posprzątać, ugotować (dobra gotuję rzadziej,
ale sprzątanie mnie nie omija) - imprez dużo, a doba ma ograniczoną ilość
godzin. Mamy więc wstęp do terroru domowego (przynieś, pozamiataj itp.)
Na samej imprezie jest terror innego rodzaju – terror, który
wymusza trzymanie się małoprzebieżnych krzaków, terror gdy jestem zmuszany
tłumaczyć gdzie jesteśmy i gdzie mamy iść – szczególnie gdy Moja Druga Połowa
(MDP) upiera się na kierunek marszu w stronę zupełnie przeciwną.
W BnO jest trochę lepiej bo z natury startuje się indywidualnie.
Dziś właśnie na takiej imprezie byliśmy. Niedaleko i na Wesoło. Niedługo, bo
Wesoły Organizator pomyślał także o naszej grupie kondycyjnej i zafundował
trasę B w sam raz, tak około 3 km. Dziwiło mnie, że trasa kobieca (BK) jest dłuższa
niż trasa męska (BM). Porównując mapy zrozumiałem perfidność organizatora – nam
(tzn. męskiej części społeczeństwa) nie dość, że cięższej kazał zdecydowanie
więcej razy wbiegać na wydmę! Niby darował 100m na długości, ale zafundował
dwie wydmy więcej!
Powiem tak – trasa dla mnie idealna długościowo! Mapa
aktualna, że aż chce się biegać, kompas mało potrzebny, bo ścieżki zgadzają się
jak trzeba. Podpuchą było umieszczenie lampionów trasy BK tuż obok naszych (w
sąsiednich dołkach, tyle ze ciut wcześniej) wiec zwabiony kolorem dwa razy
znalazłem najpierw ten konkurencyjny lampion – dobrze że sprawdziłem numerki!.
Przy pierwszym z nich dopadłem MDP
(wybiegła minutę wcześniej), przy kolejnym ¼ Pięciu Paprochów, która wyszła na
trasę 2 minuty wcześniej. Tak zgadza się – wyszła bo te dorosłe Paprochy
chodzą, a nie biegają, choć przy długości ich nóg tempo tego marszu niewiele
odbiega od tempa mojego biegu!
Do mety dotarłem jako pierwszy z trasy BM (bo pierwszy
wystartowałem!) i zaczęło się oczekiwanie na MDP. Sprawdziłem na mapie i
wyszedłem naprzeciw do ostatniego PK by spełnić swój fotoreporterski obowiązek.
Czekam, czekam i nic. Śmigają tylko Ci co biegają pod prąd (wiadomo - trasy C zawsze biegają pod prąd). Po dłuższej
chwili pojawia się przedstawicielka Paprochów, a MDP ani widu, ani słychu. No
cóż niby Paprochy szybko chodzą, ale MDP biegła (przynajmniej na początku
trasy)! Wróciłem do szkoły, jeszcze raz wyszedłem na PK 8, jeszcze raz wróciłem,
a tu nic. Dopiero za trzecim podejściem znalazłem zdyszaną MDP, która dotarła
do szkoły z zupełnie drugiej strony, i sterroryzowała mnie okrzykiem „WODY”. No
cóż znowu uległem…
Grunt, że przeżyliśmy
i ze szczerego serca możemy polecić wszystkim WesolIno.
Miało być o terrorze – wiec dokończę wątek zdradzając pewien
rodzinny sekret: Gdy powstają relacje na bloga ja i reszta rodziny jesteśmy
„wypraszani” z serca naszego domu (czyli „komputerowni”), izolowani, zamykani,
mamy siedzieć cicho i nie rozpraszać. Czy to nie jest terror w czystej postaci?
Siedzę tu teraz na wygnaniu z laptopem na kolanach i
opisuję swoją wersje wydarzeń cicho stukając w klawisze by żaden dźwięk nie
wydostał się poza zamknięte drzwi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz