Ostatnie w tym cyklu dla mnie FalInO (Ostatnie dwie imprezy kolidują z MnO, a jak wiadomo marsze wygrywają;-) i rekordowe spóźnienie. Właściwie to bałem się, że mi lampiony zwiną zanim dobiegnę do mety… ale po kolei.
Nowa trasa,
dłuższa niż poprzednie, więc kolejne wyzwanie. Coś tam boląca z lekka łydka po
biegu sprzed tygodnia (człowiek rozsypuje się na starość). Początek jak trzeba
– nawet jakiegoś zabłąkanego biegacza udało mi się naprowadzić na właściwy
punt. Dalej wszystko jak trzeba… aż do PK 6. Tego zawodnika, którego spotykałem
przy pierwszym punkcie zgubiłem gdzieś po PK 4 – miał wyraźne problemy z
nawigacją. Chwila euforii i nieuwagi , przyłożony kompas nie w tą stronę do
mapy i nagle znalazłem się tam, gdzie nie powinienem. Jeszcze jakoś udało się
to skorygować i po raz kolejny przed
ósemką źle przyłożony kompas i gdzie wschód pomylił mi się z północą… i totalne
zagubienie. Granica lasu, ale nie tego, droga, ale nie ta, próba korygowania –
„gdzieś w tamtym kierunku” i kilka kilometrów nadmiaru. Na dodatek skończyły
się siły i bieg zamienił się w marszobieg.
Wielkim łukiem wychodzącym poza
mapę przeczesałem teren i wylądowałem gdzieś koło 9-tki. Pomyślałem
(nieregulaminowo) ,że może najpierw 9, a potem zapomniane osiem. Problem w tym,
że owej dziewiątki nie było . Były
zgrupowania krzaczków, a lampionu brak. Za to pojawili się jacyś zawodnicy co
mnie utwierdziło, że ósemka nie jest mitem i powinna być gdzieś tam skąd oni
nadbiegają! Odrzucając nieregulaminowe
pokusy znalazłem ósemkę. Ósemkę i tego zagubionego biegacza, co towarzyszył mi
na początku trasy. Także nie przejawiał wielkiej chęci do biegania.
Dojrzałem ósemkę, ruszyłem na feralną
dziewiątkę. Na moje oko była przy zupełnie innych zaroślach niż na mapie, ale
się znalazła. Na plecach czułem oddech konkurencji. Teraz szybko na 10 by się
„urwać”. Jest wydma ustawiam dokładnie azymut wpadam w młodnik… i nic. Górki z
mapy nie ma. Chodzę szukam, dobija
konkurencja. Dobija także 5 Paprochów, a PK zapadł się pod ziemię. Raczej
niemożliwe, by tak duża grupa i to z dokładnymi marszowcami jak Paprochy nie potrafiła znaleźć głupiego
lampionu. Wracam na szczyt wydmy, znajduję charakterystyczny wąwóz, bardzo
dokładnie wyznaczam azymut odległość i maszeruję licząc kroki. Konkurencji
azymut bardziej na wschód wyszedł, ale porusza się gdzieś w zasięgu wzroku. A
lampionu jak nie było, tak nie ma. W
miejscu gdzie powinien być lampion idę na zachód i coś tam przebłyskuje. Ale
znacząco w innym miejscu niż na mapie, nie na górce, ani nie w siodle jak na
opisie PK! No cóż wreszcie udało się na FallIno porządnie skopać ustawienie
lampionów (do tej pory niedokładności były nieduże, ale lampiony widoczne na
tyle z daleka, że nie było problemu).
11 – znowu
dała mi się we znaki – zmęczenie, głupi błąd i szukałem nie tam gdzie trzeba.
Prawie dopędziły mnie tu Paprochy idąc krokiem marszowym! Ale za to jakie ładne
kółeczko wyszło na śladzie GPSJ https://docs.google.com/file/d/0B8gJA_-6U27oQ2x0ZFk0M29nc0k/edit?usp=drivesdk
Jeszcze ciut
nie wcelowałem w 13-stkę, o jedną przecinkę za wcześnie na 12 (stare mapy i
zbyt dużo się nie zgadza z terenem wrrr), a dalej już bez większych przygód do mety. W efekcie czas „rewelacyjny”
prawie 125 minut (wrrr). Dobrze, że choć nie jestem ostatni. Zamiast
przepisowych 7 km GPS pokazał ponad 11. Czyli ponad 1o minut/km – prawie jak
szybki marsz, a nie bieg;(
Aby się
dowartościować po chwili odpoczynku „pobiegłem” jeszcze na TP. Całkiem trudna
mapa z ogórkiem. Większość punktów tych samych więc łatwiej, choć nogi
odmawiały posłuszeństwa i biec niezbyt chciały. Iść właściwie także nie
chciały. W butach mokro (bo buty biegowe, mocno wentylowane, a tu sporo
śniegu). Kolano boli, łydki zaczyna łapać skurcz…. Znowu miałem problemy ze
znalezieniem PK z Open-M. Stąd trasa
mało optymalna i zamiast 6 wyszło 9 km.
Na metę
dotarłem chyba siłą woli. Jednak 20 km marszobiegiem zrobiłem. TP nie wygrałem
(pewnie za dobrze mi poszło bo miałem fory po biegach i uzyskałem
ponadnormatywny status PK), w klasyfikacji Open-M mocno spadłem. I dobrze, że
zdołałem dojść do samochodu!
Jedynie
na pocieszenie dostałem zaległy medal i dyplom za 3 miejsce z BnO na Biegu
Wedla. Czas chyba zamówić na jakieś imieniny gablotkę na medale;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz