sobota, 7 lutego 2015

Marszobieg, czyli rekordowe spóźnienie w BnO

Relacja T.:


Ostatnie w tym cyklu dla mnie FalInO (Ostatnie dwie imprezy kolidują z MnO, a jak wiadomo marsze wygrywają;-) i rekordowe spóźnienie. Właściwie to bałem się, że mi lampiony zwiną zanim dobiegnę do mety… ale po kolei.
Nowa trasa, dłuższa niż poprzednie, więc kolejne wyzwanie. Coś tam boląca z lekka łydka po biegu sprzed tygodnia (człowiek rozsypuje się na starość). Początek jak trzeba – nawet jakiegoś zabłąkanego biegacza udało mi się naprowadzić na właściwy punt. Dalej wszystko jak trzeba… aż do PK 6. Tego zawodnika, którego spotykałem przy pierwszym punkcie zgubiłem gdzieś po PK 4 – miał wyraźne problemy z nawigacją. Chwila euforii i nieuwagi , przyłożony kompas nie w tą stronę do mapy i nagle znalazłem się tam, gdzie nie powinienem. Jeszcze jakoś udało się to skorygować  i po raz kolejny przed ósemką źle przyłożony kompas i gdzie wschód pomylił mi się z północą… i totalne zagubienie. Granica lasu, ale nie tego, droga, ale nie ta, próba korygowania – „gdzieś w tamtym kierunku” i kilka kilometrów nadmiaru. Na dodatek skończyły się siły i bieg zamienił się w marszobieg.  Wielkim łukiem  wychodzącym poza mapę przeczesałem teren i wylądowałem gdzieś koło 9-tki. Pomyślałem (nieregulaminowo) ,że może najpierw 9, a potem zapomniane osiem. Problem w tym, że owej dziewiątki  nie było . Były zgrupowania krzaczków, a lampionu brak. Za to pojawili się jacyś zawodnicy co mnie utwierdziło, że ósemka nie jest mitem i  powinna być gdzieś tam skąd oni nadbiegają!  Odrzucając nieregulaminowe pokusy znalazłem ósemkę. Ósemkę i tego zagubionego biegacza, co towarzyszył mi na początku trasy. Także nie przejawiał wielkiej chęci do biegania. Dojrzałem  ósemkę, ruszyłem na feralną dziewiątkę. Na moje oko była przy zupełnie innych zaroślach niż na mapie, ale się znalazła. Na plecach czułem oddech konkurencji. Teraz szybko na 10 by się „urwać”. Jest wydma ustawiam dokładnie azymut wpadam w młodnik… i nic. Górki z mapy nie ma.  Chodzę szukam, dobija konkurencja. Dobija także 5 Paprochów, a PK zapadł się pod ziemię. Raczej niemożliwe, by tak duża grupa i to z dokładnymi marszowcami  jak Paprochy nie potrafiła znaleźć głupiego lampionu. Wracam na szczyt wydmy, znajduję charakterystyczny wąwóz, bardzo dokładnie wyznaczam azymut odległość i maszeruję licząc kroki. Konkurencji azymut bardziej na wschód wyszedł, ale porusza się gdzieś w zasięgu wzroku. A lampionu jak nie było, tak nie ma.  W miejscu gdzie powinien być lampion idę na zachód i coś tam przebłyskuje. Ale znacząco w innym miejscu niż na mapie, nie na górce, ani nie w siodle jak na opisie PK! No cóż wreszcie udało się na FallIno porządnie skopać ustawienie lampionów (do tej pory niedokładności były nieduże, ale lampiony widoczne na tyle z daleka, że nie było problemu).
11 – znowu dała mi się we znaki – zmęczenie, głupi błąd i szukałem nie tam gdzie trzeba. Prawie dopędziły mnie tu Paprochy idąc krokiem marszowym! Ale za to jakie ładne kółeczko wyszło na śladzie GPSJ https://docs.google.com/file/d/0B8gJA_-6U27oQ2x0ZFk0M29nc0k/edit?usp=drivesdk
Jeszcze ciut nie wcelowałem w 13-stkę, o jedną przecinkę za wcześnie na 12 (stare mapy i zbyt dużo się nie zgadza z terenem wrrr), a dalej  już bez większych  przygód do mety. W efekcie czas „rewelacyjny” prawie 125 minut (wrrr). Dobrze, że choć nie jestem ostatni. Zamiast przepisowych 7 km GPS pokazał ponad 11. Czyli ponad 1o minut/km – prawie jak szybki marsz, a nie bieg;(
Aby się dowartościować po chwili odpoczynku „pobiegłem” jeszcze na TP. Całkiem trudna mapa z ogórkiem. Większość punktów tych samych więc łatwiej, choć nogi odmawiały posłuszeństwa i biec niezbyt chciały. Iść właściwie także nie chciały. W butach mokro (bo buty biegowe, mocno wentylowane, a tu sporo śniegu). Kolano boli, łydki zaczyna łapać skurcz…. Znowu miałem problemy ze znalezieniem PK  z Open-M. Stąd trasa mało optymalna i zamiast 6 wyszło 9 km.
Na metę dotarłem chyba siłą woli. Jednak 20 km marszobiegiem zrobiłem. TP nie wygrałem (pewnie za dobrze mi poszło bo miałem fory po biegach i uzyskałem ponadnormatywny status PK), w klasyfikacji Open-M mocno spadłem. I dobrze, że zdołałem dojść do samochodu!
Jedynie na pocieszenie dostałem zaległy medal i dyplom za 3 miejsce z BnO na Biegu Wedla. Czas chyba zamówić na jakieś  imieniny gablotkę na medale;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz