Żeby utrzymać formę (he, he - formę:-))) miedzy Jaszczurem a Jatką, wybrałam się na stowarzyszony trening na zetpekach. I tak bym się wybrała, bo Tomek by mi nie odpuścił. Poza tym byłam ciekawa ogranizatorskiego debiutu Chrumkającej Ciemności, przygotowującej trasę.
Tym razem wyjątkowo nie trenowaliśmy ani w Wesołej, ani w Międzylesiu, tylko na Kępie Potockiej. Parę imprez już tam się odbyło, więc teren nie był dla mnie dziewiczy. A nawet jak by był, to i tak nie ma się gdzie tam zgubić.
Do wyboru była trasa krótka i długa. Jak się zaczęło chodzić na dwudziestki piątki, to już nie wypadało iść na trasę krótką, więc bohatersko wybrałam długą. W końcu zawsze można na własna rękę skrócić. Jakby co, oczywiście.
Trasa była ... hmmm.... dość abstrakcyjna, bo żeby na niewielkim terenie nabić kilometrów, autor kazał nam biegać tam i z powrotem. Zanim dotarłam do trzeciego punktu, trzy razy przebiegłam przez ten sam mostek. Trochę poczułam się jak chomik w kołowrotku.
Do piętnastego punktu szło dobrze. Dobrze, to znaczy leciałam ile fabryka dała, dysząc niczym mała lokomotywa i wyprzedzając co chwilę Anię z Adamem, co wywoływało u Ani zdumienie i lekką frustrację. Tyle tylko, że oni sobie spacerowo truchtali, a ja wysilałam się jak głupia.
Jak zobaczyłam odległość z PK 15 do PK 16, to aż mnie zastopowało - pół mapy! Aaaallle, gdzie tam pół? Trzy czwarte mapy trzeba było przelecieć. Jak mnie tak zastopowało, to nie mogło odstopować i na szesnastkę po prostu poszłam. Prawie spacerkiem. W tym czasie pracowałam nas swoją psyche i z szesnastki na siedemnastkę (jeszcze dalej!) już mogłam pobiec. No, powiedzmy - podbiegać, bo na przebiegnięcie całości wciąż nie byłam gotowa psychicznie.
Od siedemnastki odległości wróciły do cywilizowanej normy, więc i ja zaczęłam normalnie biec. Przy ostatnim punkcie dogonili mnie Barbara z Tomkiem, którzy oczywiście ruszyli sporo po mnie i na metę biegliśmy już razem. Razem - to znaczy, najpierw biegliśmy obok siebie, a potem coraz bardziej widziałam ich od zadniej strony. Na szczęście dystans nie był długi, więc od biedy można powiedzieć, że razem dobiegliśmy, bo za bardzo się nie oddalili.
Na mecie tradycyjnie zrobiliśmy sobie fotkę i jeśli rzeczywiście wyglądam tak, jak na tym zdjęciu (a może to jednak szeroki kąt), to muszę znacznie więcej trenować!
Przebieg 15-16-17 miał być całkiem celowym końcowym akcentem zaplanowanym pod zwykle pojawiające się 5-6 osób... Kiedy nagle zapisało się 14... Dość powiedzieć, że podstawową różnicą między wariantem długim a krótkim był brak punktu 16 :P I jakichś 2 dodatkowych dla pozorów.
OdpowiedzUsuńNa przyszłość dokładniej przemyślę wybór wariantu.
UsuńŻeby nie było, że nie uprzedzałem na starcie :)
UsuńJednakowoż rzeczywistość przerosła moje wyobrażenia o trasie.
Usuń