wtorek, 25 lipca 2017

Wakacyjne Serce z Lampionem i grzybami

Z Jatki wróciliśmy po północy, a rano wybieraliśmy się na dwuetapowe Serce z Lampionem. Na szczęście rano tym razem oznaczało godzinę jedenastą. Mimo, że był to TMWiM zdecydowałam się iść na TP, czyli do klasyfikacji nic mi się nie zaliczało. Na TU pewnie poszłabym z Darkiem, po drodze bardziej bym przeszkadzała niż pomagała i byłby przeze mnie bez szans, a z drugiej strony Agata nie miała z kim iść na TP, a samej to nudno. Jeszcze na Jatce odpytałam autora trasy (też brał udział) jakie będą etapy i zarzekał się, że łatwe, z pełną mapą. Zapomniał tylko dodać, że pioruńsko długie. Wymiękłam już na starcie czytając, że etap ma 5 km, co w praktyce oznacza jakieś 6-7. I do tego dwadzieścia PK. Dwadzieścia! Prawdą było jedynie to, że mapa pełna  i łatwa.
Zaczęłyśmy pod prąd, czyli od PK 20. Nawigowałyśmy obie, ale tylko do pierwszego grzyba. Od PK 19 ja szukałam punktów, Agata grzybów. Z PK 17 na PK 16 postanowiłam poprowadzić na azymut. Co prawda jak na azymut, to odległość była tak na granicy możliwości wyjścia na punkt, ale ostatnio zawsze mi się udawało, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej. A tymczasem chała. Wyszłyśmy nie wiadomo gdzie (to znaczy mniej więcej to wiadomo, ale nie tak szczegółowo jak chciałam) i po obleceniu najbliższej okolicy nie pozostało nic innego jak spaść do ścieżki i namierzyć się od nowa. Ale obciach. Tym razem wyszłyśmy idealnie na punkt.
PK 15 miał być koło ogrodzenia w lesie. Wypatrywałam jakichś żerdek albo betonowych słupów i gdyby nie Andrzej K., w życiu bym nie wymyśliła, że ogrodzenie jest tak ażurowe i delikatne, że zupełnie niewidzialne. Przeszłyśmy koło niego, nie zauważając go.
Na PK 12 lampion wisiał jakoś nie bardzo. Tezety wbiły bepeka, a ja odmierzyłam się jeszcze od drugiej ścieżki. Od tej stał dobrze. Najwyraźniej mapa w tym miejscu była coś źle narysowana, bo od jednej strony się zgadzało, od drugiej za nic w świecie.
Przy kolejnych punktach coraz mniejszą uwagę zwracałyśmy na mapę, a coraz większą na powiększającą się kolekcję grzybów i nie wiem jakim cudem odnajdowałyśmy kolejne PK. Nie wykluczam, że trafiły się i stowarzysze, bo dokładność stała się nagle jakby drugorzędna. Ponieważ nie miałyśmy do czego zbierać grzybów, wywaliłyśmy obie mapy z koszulek i cud, że przy okazji nie wywaliłyśmy map. Na metę wróciłyśmy z całkiem obfitym plonem, a ja dodatkowo ledwo żywa.
Drugi etap miał mieć "tylko" cztery kilometry i aż jeden wycinek do dopasowania. Znowu poszłyśmy pod prąd, bo nam już chyba weszło w nawyk, ale widziałyśmy, że kilka osób też tak zrobiło. Już przy trzecim z kolei punkcie miałam dosyć - zrobiło się gorąco i duszno. Taka Jatka bis. Przy PK 11 miałam ochotę wrócić na metę, bo wiodła na nią porządna prościutka droga. Z drugiej strony szkoda było wracać, bo grzyby. Co prawda na tym etapie było ich jakby trochę mniej, ale jednak wciąż były. I co? Miałyśmy je tak zostawić? W życiu! PK 7 nie mogłyśmy znaleźć. To znaczy miejsce znalazłyśmy, ale lampionu nie. I jak tylko wpisałam w kartę BPK, Agata wyczesała lampion. No co za złośliwość rzeczy martwych!

Z PK 4, 5, 6 zrezygnowałyśmy. Żadna z nas już nie miała siły, a do mety był kawał drogi. Na szczęście druga część trasy obfitowała w grzyby i wypatrywanie ich w poszyciu odwracało naszą uwagę od zmęczenia i bolących nóg.
Kiedy skończyłyśmy wreszcie etap, meta już się zwijała, ale Tomka tradycyjnie jeszcze nie było. Miałyśmy czas na uporządkowanie naszych zbiorów, czyli powyciąganie z koszulek po mapach i z plecaka oraz oszacowanie, które są jadalne, a które od razu nas zabiją:-)
Agata oddała swoją książeczkę do weryfikacji i od wczoraj może się chwalić małą srebrna odznaką InO.

4 komentarze:

  1. Wy to miałyście krótkie etapy - mi na TZ krokomierz pokazał prawie 20 km, a ze troszkę podbiegałem to realnie było więcej;-) Tyle, że żadnych nierobaczywych grzybów nie widziałem - wszystko wyzbierałyście!

    OdpowiedzUsuń
  2. A u nas dzisiaj paszteciki z tym co sie udalo zebrac na etapach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych grzybów to musiało być w pieron - weszło nas w las kilkadziesiąt osób i każdy coś przyniósł. A byli jeszcze lokalni grzybiarze.

      Usuń
  3. Mam nadzieje ze na Rodzinnych bedzie podobnie :)

    OdpowiedzUsuń