sobota, 4 października 2014

Jesienne 2×2

Pomimo zmęczenia niemal tygodniowym codziennym inowaniem oraz mimo nawału prac przy własnej imprezie, decydujemy się jechać do Kozienic. Na trasie korki, roboty drogowe, objazdy, ale nas to nie zraża. 

Po dotarciu obowiązkowa część towarzyska - powitania, pogaduszki - zupełnie jakbyśmy się nie widzieli dzień wcześniej. W końcu ktoś rzuca hasło, że może by tak jednak na trasę. Akurat gawędzimy z siostrami M., więc aby nie przerywać konwersacji łączymy nasze wagoniki i nowiutkim tramwajem wyjeżdżamy z zajezdni. Za płotem konsternacja - według mapy powinniśmy iść na północ, w prostej linii od startu. Nam jednak wychodzi, że albo na północ, albo po prostej - jednocześnie się nie da. Jedna z sióstr (jeszcze ich nie odróżniam) wraca do organizatora dopytać "co autor miał na myśli". Okazuje się, że miał na myśli start w innym miejscu. Ruszamy LOP-ką. Dołącza do nas jeszcze kolega M. Idziemy, idziemy, idziemy, a PK jakoś nie widać. W końcu okazuje się, że wszystkie wiszą od d... strony (od drugiej strony) pni i w drodze powrotnej będą świetnie widoczne. Spisujemy co jest, ja obowiązkowo robię pomyłkę - przy LOP-ce na szczęście da się to naprostować. Mimo wszystko brakuje wciąż jednego PK. Podobno jest na samym początku, sprawdzimy w drodze powrotnej. Co sprytniejsi zostawiają sobie miejsce na wpis w karcie startowej, sklerotycy zapominają o tym. Trudno. 

Po nieudanej LOP-ce reszta trasy już bez problemów. Co prawda niektóre PK autor przypadkiem zamaskował przez nałożenie kolorów na mapę, ale wrodzona inteligencja i tak pozwala nam je znaleźć. Zaginiony PK z LOP-ki faktycznie znajduje się na samym początku trasy i aż dziw, że udało nam się go pominąć. I tak, pośród konwersacji, w miłym towarzystwie, niepostrzeżenie mija nam etap. Największy sukces tego przejścia? Wiem już, która z sióstr to A., a która Z. :-)

 

Po chwili odpoczynku, upieczeniu i konsumpcji kiełbasek wyruszamy na drugi etap. Ponieważ miłego towarzystwa nigdy dość, idziemy w tym samym składzie.

Opis drugiej mapy jakby mniej nam się podoba - zlustrowane, zamienione, jednocześnie zlustrowane i zamienione - no czegóż to nie powymyślali! I ten znienawidzony dopisek - NIE CIĄĆ MAPY! Zbieramy pierwszy PK, po czym ruszamy w kierunku odwrotnym niż autor mapy przewidział. Żeńska część ekipy nieśmiało protestuje, ale siła perswazji oraz pewność siebie T. przeważa. Po chwili jednak i jemu przestaje zgadzać się rzeczywistość z mapą, postanawia więc zmienić rzeczywistość. Teraz idziemy jak należy. Konwersacja zamiera. Ta mapa wymaga już większego skupienia. Mniej więcej łapiemy o co chodzi i początek idzie błyskawicznie. Kryzys dopada nas między literką E i N. Nic nie chce się zgodzić, a jak już się zgadza, to nigdy wszystkim jednocześnie. Na temat sposobu zlustrowania wycinka pada milion teorii. Może tkwilibyśmy tam do teraz, gdyby nie litościwa podpowiedź B. z TZ-ów. Wiemy już przynajmniej, że jesteśmy tu gdzie myśleliśmy (no, może nie wszyscy) że jesteśmy. Zanim ruszymy dalej i tak jeszcze sto razy obracamy i lustrujemy mapę. Kolejne N znowu trochę myli nam kierunki i A. pochopnie wpisuje PK 11, który przy bliższym poznaniu okazuje się być PK 12 (albo na odwrót). W końcu docieramy do strumyka. Znowu robi się łatwiej, konwersacja odżywa, a ja zaczynam podziwiać krajobrazy pod nogami - no dobrze, przyznaję - szukam grzybów. Po chwili A. i T. szukają PK, my z Z. darów lasu. Znad pięknego podgrzybka podrywa mnie okrzyk T., który nieopatrznie zerknął na zegarek. A już było tak pięknie .... Pędzimy więc w kierunku mety i nadrabiamy stracone minuty.

 

Na mecie nadrabiamy stracone kalorie (kolejna kiełbaska) i przed wyjazdem zaliczamy jeszcze dwa mini InO. W tyle głowy już dzwoni nam alarm, że przed nami jeszcze rozstawianie lampionów i tysiąc innych spraw do dopięcia.

Zapraszamy jutro na Niepoślipkę!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz