O ostatnim OrtInie mogę tylko powiedzieć, że się odbyło i wzięłam w nim udział. Bierny udział. To znaczy fizycznie czynny, bo przeszłam prawie 10 kilometrów, ale umysłowo bierny.
T. znowu namówił mnie na trasę TZ, bo w sumie fajnie iść razem, ale dla mnie TZ to kosmos - nie ogarniam i chyba nigdy nie ogarnę. No dobra - PK A, B, C, D i E jeszcze były w granicach mojego pojmowania rzeczywistości, ale reszta to już czysta abstrakcja. Tym bardziej czysta, że po ciemku map fotoorto po prostu nie widzę. Poszłabym sama na jakieś TU (też nie ogarniam, ale już nie tak bardzo) ale boję się bo:
- ciemno,
- możliwość bliskiego kontaktu z lokalną ludnością w stanie wskazującym,
- możliwość bliskiego kontaktu z luźno biegającą fauną typu: pies (w tym wściekły, bo na przykład się pożarł z suką)
- ślepota po zmroku,
- duuuże ulice do przejścia (jak się mieszka w lesie, przy nieutwardzanej drodze, to ruch samochodowy wywołuje szok).
A może znajdzie się ktoś litościwy, kto chętnie na następnych imprezach poprzeprowadza przez kolejne jezdnie ślepą, jełopowatą staruszkę?????
Ja mogę poprzeprowadzać :)
OdpowiedzUsuńAle mnie na TU trzeba przeprowadzać, a to inne ulice niż w TZ :-(
OdpowiedzUsuń