Na miejsce podjechaliśmy niemal równocześnie z dwoma samochodami innych organizatorów, chociaż wcale nie umawialiśmy się co do godziny przybycia.
Po zasiedleniu przydzielonego pokoju, wszyscy rzucili się do prac przygotowawczych, tak żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik z chwilą pojawienia się pierwszych uczestników imprezy.
Troszkę dla rozgrzewki polatałam na miotle, bo nanieśliśmy od razu masę błota (eh, ta aura) i razem z T. rozwiesiliśmy bannery:
W sekretariacie doszło do drobnych różnic zdań, ale już po chwili współpraca układała się dobrze:
D. i T. pod światłym przewodnictwem Z. poustawiali w jadalni krzesła i stoły:
Wreszcie zaczęło się!
W drzwiach pojawili się zawodnicy:
Jedni zainteresowani byli zaliczeniem trina i zasięgali języka w tej materii, inni - po zweryfikowaniu i nabyciu odznaki - pękali z dumy:
Ale najważniejsze i tak miało zacząć się dopiero wieczorem ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz