Ostatnie podejście do Warszawy Nocą. Wiadomo, że w generalce nic nie zmieni, ale przelecieć się warto. Za startem masowym nie przepadam, bo zawsze istnieje zagrożenie zostania stratowanym, ale jakoś dałam radę. Zresztą nie parłam w największy tłum, tylko truchtałam sobie spokojnie zerkając na mapę. O dziwo, od razu udało mi się znaleźć start i szybko zorientować mapę. Kiedy przy dwójce spotkałam Tomka, trochę się zdziwiłam, bo według moich obliczeń powinien być ze trzy punkty dalej. Nawet przez chwilę pomyślałam, że tak dobrze biegłam, ale Tomek szybko wyprowadził mnie z błędu przyznając się do swojego standardowego numeru - znowu pobiegł za profesjonalistami:-) Przed trójką dogoniła mnie Gosia, która też powinna być już dużo dalej. Zaczęła wykluwać mi się śmiała teoria - może i nie biegam szybko, ale coraz lepiej nawiguję! No, dobra - odkąd mam porządny kompas, idzie mi zdecydowanie lepiej i szybciej. Zawsze wmawiałam sobie, że kompas nie ma większego znaczenia, ale chyba jednak ma. Nawet jeśli miałoby to być jedynie znaczenie psychologiczne.
Przebieg z szóstki na siódemkę dał mi w kość, zwłaszcza że chciałam go jednak przebiec, a nie przejść. Prawie mi się udało:-) Na punkcie potrójnym zgubiłam się wchodząc na niego trzeci raz. Ale dla mnie każde kolejne wejście było tak samo dziewicze jak pierwsze. Tak mam - nie zapamiętuję miejsc, w których byłam. Na szczęście szybko się odnalazłam i jakiejś większej straty nie wyprodukowałam sobie. Na ostatniej prostej przed metą jeszcze udało mi się wyprzedzić kilka osób, chociaż nie wiem czy z mojej trasy, czy z innej. W każdym razie finiszowałam ostro. To znaczy moje ostro, czyli tak jak lekka rozgrzewka u innych:-)
Muszę powiedzieć, że wciąż zadziwia mnie fakt, że na tak małym obszarze jak nasz teren zawodów, można ludzi zagonić prawie na śmierć. Tam i z powrotem, tam i z powrotem...
Po biegu odbyła się uroczystość nagradzania zwycięzców całego cyklu. Znowu załapałam się na drugie miejsce w swojej kategorii i znowu nie był to szczególny wyczyn, bo jest nas tylko kilka. Tym razem nie było wysokiego podium i nagradzanie odbywało się na poziomie podłogi i dzięki temu nie mam kompromitujących zdjęć jak z trudem gramolę się na swój stopień:-)
Gratuluję zajęcia miejsca "pomidor" ;p
OdpowiedzUsuńNastępnym razem będę celować w paprykę:-)
OdpowiedzUsuńNo ja myślę :)
OdpowiedzUsuń