sobota, 14 stycznia 2017

Dzikie ZPK

Ostatnio coraz większym niepokojem napawał mnie stan mojego bloga, a szczególnie dotyczyło to słowa "mojego". Co wpis to relacja Tomka. Miałam dwa wyjścia - zakazać Tomkowi publikacji albo ruszyć tyłek i samej pójść się zorientować w sytuacji. Ponieważ opcja pierwsza groziła  brakiem wpisów, nie pozostało nic innego jak wyjść z domu. Jedyną dostępną natychmiastowo opcją był stowarzyszony  trening na ZPK. Moją motywację podbudowywał także Darek, bo służył swoją osobą jako towarzystwo, a to oznaczało wersję chodzoną, a nie bieganą. Dodatkowo pogoda poprawiła się na tyle, że nie groziło ani zamarznięcie, ani zagubienie w zawiei śnieżnej. A jakby i to mnie nie przekonywało, to ostatecznym argumentem była odległość od domu - rzut dwoma beretami z antenką.
Kiedy podjechaliśmy do Wesołej, na starcie czekała już Barbara i Darek, a po chwili dotarł Andrzej oraz Michał z Agnieszką. Nasza chodzona opcja ruszyła od razu na trasę, bo wiadomo było, że chwilę nam zejdzie. Poczuliśmy się jak na TP, bo mapa pełna, dokładna i bez przekształceń. Pierwsze punkty były blisko cywilizacji. W drodze na trzeci PK natknęliśmy się na pana z pieskiem, który (pan, nie piesek) przekazał nam mrożącą krew w żyłach (przynajmniej moich) wiadomość, że w okolicy grasuje duże stado dzików. A dziki - wiadomo - pożerają orientalistów żywcem i nawet kosteczek nie wypluwają. Bałam się wejść w las, ale Darek przekonywał, że to raczej dziki powinny bać się nas, a nie my ich. Kurcze, czyżbym była aż tak odrażająca i przerażająca?
W drodze na czwórkę dogonił (i przegonił) nas Andrzej. I prawdę mówiąc zepsuł nam trochę zabawę, bo zostawił na śniegu swoje ślady. A jak są ślady, to trudno oprzeć się pokusie skorzystania z nich. Jakoś w niedługą chwilę potem przegonili nas Barbara z Tomkiem  i mieliśmy przed sobą już istną autostradę na śniegu. Ratowało nas jedynie to, że my więcej korzystaliśmy ze ścieżek, a biegacze cięli azymutami.
Z siódemki na ósemkę musieliśmy przejść wydmę w poprzek. Ja się na żadne górskie wspinaczki nie pisałam i poczułam lekki bulwers. Zwiększył się, kiedy  na dziewiątkę musieliśmy wrócić przez tę samą wydmę.To już nie można było wybrać słupków po tej samej stronie???? Zwłaszcza, że podobno jest ich tam od zatrzęsienia.
Tuż przed dziewiątką zobaczyliśmy zbliżające się światełko czołówki i usłyszeliśmy rozpaczliwe dźwięki wydostające się (co stwierdziliśmy przy bliższym oglądzie) z Mariusza. Wyglądał na zagubionego, więc pokazaliśmy mu gdzie jesteśmy. Ruszył biegiem i po chwili zniknął nam z oczu. A potem co punkt, to pojawiał się i znikał. Od punktów odbiegał w jakichś dziwnych kierunkach, a potem spotykaliśmy się przy kolejnym. Było to o tyle dziwne, że my szliśmy sobie powoli, Mariusz cały czas biegł. Ale może miał jakąś normę kilometrów do wybiegania i musiał zataczać kółka?
Gdzieś od jedenastego punktu cały czas słyszałam dziwny odgłos, jakby coś ruszało się w zaroślach tuż za mną. Dziki raczej to nie mogły być, bo odgłos był dość subtelny, ale jest dużo groźnych zwierząt, które zachowują się cicho. Tym razem groźnym "zwierzem" okazał się mój własny kompas, który zwisając na sznureczku ocierał  o zamek od kieszeni spodni i wydawał ten niepokojący odgłos. Ale teoretycznie, mogło być to jednak coś groźnego - nieprawdaż?
Ostatniego, trzynastego punktu, mało nie pominęliśmy, bo zagadani przestaliśmy zwracać uwagę na otoczenie i pilnować odległości. W porę jednak przypomnieliśmy sobie po co łazimy po tym lesie i zgarnęliśmy co trzeba.
Na mecie czekali już wszyscy biegacze, a Agnieszka i Michał, jak się potem okazało, zrezygnowali po spotkaniu z dzikami i chyłkiem wycofali się z trasy.
Na koniec zrobiliśmy sobie oczywiście pamiątkową fotkę, bo chyba powoli robi się to tradycją stowarzyszonych treningów.
Tak na chodzonego, to całkiem miłe są te treningi trzeba przyznać i kto wie, może skuszę się na jakiś kolejny.

6 komentarzy:

  1. Nie ma to tamto - musisz częściej bywać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pan z psem wybitnie był wrogim elementem, który pojawił się na trasie treningu w celu siania zamętu i niepokoju. Same słowa zasiały ziarno, które po napotkaniu w okolicy 3PK "Chrumkającej ciemności" sprawiły, że zaróciliśmy między zabudowania. Ale nie poddajemy się, jeszcze uda się nam oswoić las po ciemku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna okazja jutro! :)
      A sianiu zamęty stanowczo mówimy stanowcze "nie" ;)

      Usuń
    2. "Chrumkająca ciemność" idealnie oddaje stan lasu!

      Usuń