Po sobotnim Rajdzie 4 Żywiołów (73 283 kroki),
poprzedzonym piątkowym TRInOwaniem (17 229 kroków) i uzupełnionym
niedzielnym Orientem (23 556 kroków), dla rozruszania udałem się na 6
odsłonę Stowarzyszonego treningu na ZPK-ach.
Rano – nie było wcale łatwo się rozruszać, bo wreszcie mięśnie zaczęły przypominać , że gdzieś tam są – na szczęście stan poranny daje się szybko rozchodzić. Chyba bogaty imprezowo weekend wystraszył większość stałych bywalców, bo było kameralnie 4-osobowo. Jak dojechałem pod cmentarz (miejsce startu i przy okazji mety) Mariusz już czekał i się rozgrzewał metodą automobilową. Wkrótce dotarła Barbara z mapami – i Mariusz mógł pomknąć w las przed czasem (nie dał się namówić na bieganie, więc pomknął „statecznym krokiem”). My czekamy na Przemka. Wkrótce na horyzoncie pojawia się jakaś znajomo wyglądająca postać wolno krocząca w naszą stronę. Jako, że Przemek z założenia przybiega na start w ramach rozgrzewki (tu mógł się wykazać, bo do kolejki troszkę dalej), więc nam coś nie pasowało. Ciągle zerkaliśmy na okoliczne krzaki, z których mógł w każdej chwili wybiec Przemek (w zależności czy biegł od Wawra czy od Wesołej). Jednak po chwili okazało się, że ta zauważona IDĄCA postać to jednak On!
Mamy komplet uczestników, więc mapy w dłoń i w las. Dzisiejszy trening to liczne punkty wielokrotne. Dajemy Przemkowi fory i puszczamy go przodem. Przy pierwszym PK widać jeszcze jego czołówkę, potem zostajemy sami w ciemnym lesie. Ale nie na długo. Koło PK5 widzimy miotające się w lesie dwa światełka. PK5 to dołek – jeden z tych ciężkich do znalezienia nawet za dnia – w okolicy nie ma nic charakterystycznego, co mogło by na niego naprowadzić. Trzeba dokładnie ustawić azymut i uważnie się rozglądać by dostrzec słupek ukryty poniżej poziomu gruntu. Po ostatnich biegach synchronicznych, mamy z Barbarą takie czesanie opanowane w stopniu zadowalającym -więc znajdujemy co trzeba przed konkurencją. Oczywiście przy następnym słupku Przemek nas dogania i przegania. Ale kolejny ciężkoznajdowalny PK7 jest nasz! I na tym koniec ścigania się z Przemkiem – jesteśmy stanowczo za krótcy w nogach;-)
A sam trening… skończył się na cmentarzu zanim zdążyłem się rozgrzać. Te 6 km to stanowczo za krótko się robi!
Rano – nie było wcale łatwo się rozruszać, bo wreszcie mięśnie zaczęły przypominać , że gdzieś tam są – na szczęście stan poranny daje się szybko rozchodzić. Chyba bogaty imprezowo weekend wystraszył większość stałych bywalców, bo było kameralnie 4-osobowo. Jak dojechałem pod cmentarz (miejsce startu i przy okazji mety) Mariusz już czekał i się rozgrzewał metodą automobilową. Wkrótce dotarła Barbara z mapami – i Mariusz mógł pomknąć w las przed czasem (nie dał się namówić na bieganie, więc pomknął „statecznym krokiem”). My czekamy na Przemka. Wkrótce na horyzoncie pojawia się jakaś znajomo wyglądająca postać wolno krocząca w naszą stronę. Jako, że Przemek z założenia przybiega na start w ramach rozgrzewki (tu mógł się wykazać, bo do kolejki troszkę dalej), więc nam coś nie pasowało. Ciągle zerkaliśmy na okoliczne krzaki, z których mógł w każdej chwili wybiec Przemek (w zależności czy biegł od Wawra czy od Wesołej). Jednak po chwili okazało się, że ta zauważona IDĄCA postać to jednak On!
Mamy komplet uczestników, więc mapy w dłoń i w las. Dzisiejszy trening to liczne punkty wielokrotne. Dajemy Przemkowi fory i puszczamy go przodem. Przy pierwszym PK widać jeszcze jego czołówkę, potem zostajemy sami w ciemnym lesie. Ale nie na długo. Koło PK5 widzimy miotające się w lesie dwa światełka. PK5 to dołek – jeden z tych ciężkich do znalezienia nawet za dnia – w okolicy nie ma nic charakterystycznego, co mogło by na niego naprowadzić. Trzeba dokładnie ustawić azymut i uważnie się rozglądać by dostrzec słupek ukryty poniżej poziomu gruntu. Po ostatnich biegach synchronicznych, mamy z Barbarą takie czesanie opanowane w stopniu zadowalającym -więc znajdujemy co trzeba przed konkurencją. Oczywiście przy następnym słupku Przemek nas dogania i przegania. Ale kolejny ciężkoznajdowalny PK7 jest nasz! I na tym koniec ścigania się z Przemkiem – jesteśmy stanowczo za krótcy w nogach;-)
A sam trening… skończył się na cmentarzu zanim zdążyłem się rozgrzać. Te 6 km to stanowczo za krótko się robi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz