
Pierwsza trasa płynnie przeszła nam w kolejną i mieliśmy okazję zwiedzić "Miasto nie tylko róż". Miasto okazało się ciut większe od okolic rynku i tu już trochę musieliśmy pochodzić. A żeby nie było gołosłowności z różami, jednym z zadań było policzenie róż na pomniku. I wcale nie było to banalne zadanie, bo po kilku liczeniach przez trzy osoby, za każdym razem wychodził inny wynik. Na pomoc przyszła nadworna dokumentalistka wydarzeń - Barbara i po kolejnych trzech liczeniach ustaliliśmy wynik. Uff - można było iść dalej. Ponieważ co chwilę przypominałam grupie o konieczności oszczędzania nóg, w końcu ustaliliśmy, że zbierzemy punkty tylko do rzeczki, a na kolejną część podjedziemy samochodem, zaparkujemy przy największym skupisku PK i oblecimy je raz dwa. Przespacerowaliśmy się więc po Parku Wiosny Ludów, prawie załapaliśmy się na zakończenie roku szkolnego w szkole muzycznej oraz starliśmy się z panią muzealniczką, która własną piersią broniła wejścia na schody muzeum bez wykupionego biletu. A wszystko było nieporozumieniem, bo Krzysztof chciał tylko ze schodów fotkę cyknąć. Do rozlewu krwi nie doszło, ale niewiele brakowało:-) Ostatnie trzy punkty już sobie odpuściłam, bo czułam kilometry w nogach, reszta ekipy twardo zaliczyła wszystko.
Po Kutnie planowaliśmy jechać już prosto do Reptowa, żeby zdążyć przed przyjazdem pociągu z resztą ekipy, której obiecaliśmy: Michałowi - transport całokształtu, Pawłowi - transport bagażu. Jedyny dłuższy przystanek planowaliśmy tylko na zjedzenie obiadu, którym oczywiście musiała być pizza, zgodnie z tradycją zapoczątkowaną przez Barbarę i Tomka.

Potem wrócił Tomek z Michałem i Pawłem i mogliśmy zacząć wieczorny relaks. O, taki:
c. d. n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz