Ponieważ intensywnie biegam - czyli raz, dwa razy w tygodniu po pół, czasem więcej, godziny :-) - nadszedł czas na kupno odpowiednich butów. Najpierw była mowa o butach z Lidla, że w sumie mi wystarczą. Faktycznie mam trzy pary lidlowe, które służą mi chyba trzeci rok. Co prawda najnowsze obgryzają mi pięty, a starsze - choć bardzo wygodne - zaczynają oddychać coraz większą liczbą otworów, a wnętrze mają zdarte i poszarpane.
Potem Tomek zaczął mi pokazywać na stronach Decathlonu różne modele, od najprostszych do bardziej wypasionych. W wyszukiwaniu butów miał wprawę, bo niedawno sobie kupował i przymierzył chyba wszystkie, jakie do tej pory wyprodukowano. Ja oglądałam głównie pod względem koloru, bo podobają mi się seledynowe, ale okazało się, że seledynowy kolor zarezerwowany jest wyłącznie dla facetów. A dla nas to turkusowe, pomarańczowe, fioletowe i (brrrr) różowe. No to przestałam być zainteresowana, bo albo seledynowe, albo żadne. Tego żadne trochę się obawiałam w perspektywie jesieni i zimy, bo moje lidlówki na lato jeszcze oblecą, ale potem, nawet jak się nie rozpadną, to są za lekkie na poważniejsze pory roku.
W międzyczasie byliśmy w jakimś sklepie sportowym pooglądać co mają i nawet widziałam jakieś nieseledynowe, ale o dziwo całkiem przyzwoite, tylko cenę to miały na ogół daleką od przyzwoitości. Ja od razu w myślach przeliczałam takie jedne buty na kilka par sandałków, czy innych cywilnych. Przelicznik wypadał słabo i o butach do biegania przestałam myśleć tak intensywnie jak dotąd.
Wczoraj Tomek namówił mnie na randkę w Decathlonie, a przynajmniej tak to zabrzmiało, kiedy powiedział:
- Tak rzadko mamy okazję gdzieś razem wyjść.... Pojedźmy do Decathlonu!
Prawda jaki romantyczny?
No to pojechaliśmy, głównie po skakankę dla Agaty, ale skarpety i wkładki do butów na wszelki wypadek wzięłam. Najpierw obejrzeliśmy wszystkie biegackie buty męskie, których regał ciągnął się po sklepowy horyzont, potem przenieśliśmy się na odcinek damski. I co ja pacze? Regał ciągnie się tylko po pół horyzontu, a króluje kolor różowy.
Zaczęliśmy od określenia jakąż to ja posiadam stopę - normalną, czy może nienormalną. Pobiegałam sobie po takimś czymś, co pewnie było od spodu naszpikowane czujnikami, bo po chwili triumfalnie ogłosiło, że jestem normalna. Czy neutralna, jak ono to określa. Patrz pan, jak celnie rozgryzło mój charakter!
Potem pospacerowałam wzdłuż regału i najbardziej spodobał mi się jego najdroższy koniec. Zupełnie nie rozumiem dlaczego nie da się zrobić butów wyglądających bajerancko, ale bez tych wszystkich cudów techniki i myśli konstruktorskiej, co mają w sobie buty dla profesjonalistów. To znaczy da się, ale potrafią to tylko Chińczycy, a normalni producenci jakoś nie.
Tomek zaczął znosić mi naręcza butów do mierzenia (wybierając najmniej różowe) i dowiedziałam się, że nagle noga urosła mi o cały numer i zamiast 38 muszę mierzyć 39. A jeszcze trzydzieści lat temu nosiłam 36 i pół albo 37! Świat oszalał.
Pierwsze buciki - niebieskie, w przyzwoitej cenie okazały się całkiem wygodne, więc zaczęłam nawiązywać z nimi nić duchowego porozumienia. Potem mierzyłam jakieś ze średniej półki fioletowe brzydactwa, a w ramach rozrywki Tomek przyniósł mi jakieś bardziej wypasione i wszystkomające. I co? I okazały się całkowicie niewygodne, obgryzające i jeszcze pięty mi nie chciały trzymać. Wyraźnie nie pasowaliśmy do siebie. Jak to mówią - noga ze wsi, but z miasta.
W końcu Tomek przywlókł coś czarnego z różową (!) podeszwą i turkusowymi wstawkami i oznajmił, że to bardzo dobra okazja, bo obniżyli cenę z bardziej zaporowej, na mniej. Przymierzyłam starając się nie patrzyć na podeszwę, wstałam, ruszyłam i pooooszło. Poleciałam w sklep, bo buty spoiły się z moimi stopami, tak że nie nie czułam gdzie kończę się ja, a zaczynają one i poniosły przed siebie. Od razu przypomniała mi się baśń Andersena "Czerwone buciki" i trochę się nawet przestraszyłam, że trzeba będzie mi nogi obciąć, bo buty nie będą chciały zatrzymać się i dać się zdjąć. Na szczęście po rundce honorowej wyhamowałam. Powiem Wam, że czegoś takiego to jeszcze nigdy nie miałam na nogach. Serce rwało się do tych butów, a głupi rozum marudził - po co ci takie drogie buty, mało biegasz, kup sobie w Lidlu, nie będziesz miała na jedzenie. I tu rozum przegiął! Bo jak nie będę miała na jedzenie, to schudnę! I z argumentu przeciw zrobił się argument za. Żądza posiadania TYCH butów chyba emanowała ze mnie, bo Tomek stwierdził, że kupujemy, a on może jeść chleb z dżemem. (Muszę zrobić duuużo dżemu)
Po powrocie do domu od razu chciałam wypróbować nowy nabytek. Tomkowi niespecjalnie chciało się wychodzić, ale byłam gotowa lecieć w las sama. Może bał się żeby mnie znowu tak nie poniosło jak w sklepie i jednak zdecydował się iść ze mną. Wyszliśmy za próg, przegarnęłam ziemię kopytkiem, odbiłam się i ruszyłam niczym strzała wypuszczona z łuku. Praktycznie to nie musiałam nic robić, bo buty odwalały całą robotę - same odbijały się od ziemi i pędziły przed siebie. Tomek ledwo nadążał. Normalnie to leci do przodu, wraca, okrąża mnie, a teraz nie był w stanie oddalić się na większą odległość. Wciąż siedziałam mu na ogonie. Normalnie po półtora, dwóch kilometrach mam dość i muszę przejść do marszu, tym razem przeleciałam chyba ponad trzy. Zwolniłam, bo rozbolały mnie ....uda. Tego jeszcze nie było i najwyraźniej buty wymuszają jakiś inny styl biegania. Chyba nogi podnoszę wyżej, bo zamiast szur, szur po ziemi, robiłam rącze skoki.
Wiecie, ja już nawet tę różową podeszwę przeboleję, a turkusowe wstawki pasują do tomkowych butów. Tak, że wizualnie jakoś obleci. Zresztą i tak miłość jest ślepa.
No rzekłabym: wypaśne! :)
OdpowiedzUsuńRewelacja! Modny piosenkarski kolor roku 2017 na rączych nóżkach i sukces murowany :)
OdpowiedzUsuńJuż jutro nastąpi publiczna prezentacja.
OdpowiedzUsuńHurra!
OdpowiedzUsuńTeż lubię sportowe buty chociaż z racji pracy nie mam kiedy też ich nosić. Kolana bolą i nie mogę ostatnio biegać... Myślę o zakupieniu jakichś butów w sieci ale raczej szybciej to będą klapki https://butymodne.pl/pozostale-klapki-damskie-c19915.html . W tym sklepie mają w każdym razie i buty sportowe.
OdpowiedzUsuń