wtorek, 20 czerwca 2017

Lans na Kilińskiego, chrumkająca jasność i znikające lampiony czyli Trening ZPK #19

Na zetpekowy trening wybrałam się czysto towarzysko, z myślą pójścia najwyżej na dwa, trzy punkty i przetestowania odblaskowych tasiemek, co to je planowaliśmy od jakiegoś czasu poumieszczać na słupkach, żeby nocą były widoczne. Punktów zaliczyłam aż siedem, tasiemki przymocowałam i w zasadzie nic więcej. No, ale inni poszli/pobiegli na całą trasę:

Rzadko bywam na treningach, bo trasy jak dla mnie przydługie i preferujące biegaczy, ale ponieważ na bezrybiu i rak ryba, a imprez jak na lekarstwo postanowiłem tym razem sprzeniewierzyć się moim zasadom i wybrać na jeden z takich treningów. A przemawiało za tym wiele, bo wspomniana już posucha, niezbyt długi, nawet jak dla mnie, dystans 5,7 km no i całkiem spora liczba PK czyli 18, co dawało szansę na całkiem ciekawy spacer o krótkich przebiegach między PK.  Dodatkowo liczyłem na miłe towarzystwo Renaty, która wprawdzie odrzuciła dzień wcześniej moje zaloty, obstawiając wersję biegową, a jak wiadomo ja nie biegam … ale po jej ostatnim wpisie i obolałych 4 literach, liczyłem że może zmieni zdanie. A i owszem, po dotarciu na strat zobaczyłem ją siedzącą na murku z Basią i nawet wyglądała do rzeczy, jednak jak się okazało to był tylko kamuflaż. Bo już żeby wstać potrzebowała silnych dłoni, a o pójściu do lasu to nie chciała nawet słyszeć – no może po dwa czy trzy punkty.  Więc po co przyjechała do lasu pełnego krwiożerczych bestii? Szybko okazało się, że dla lansu, nie mogła bowiem wytrzymać i nie pochwalić się swoim nowym nabytkiem, butami biegacza. Wprawdzie tym razem audytorium okazało się niezbyt liczne, ale zawsze, a nuż zza krzaków wyskoczy jakiś paparazzi i zrobi kilka zjawiskowych zdjęć do jakiegoś poczytnego magazynu… Więc i ja wyciągnąłem ze swego przepastnego bagażnika moje nowe, jak zapewnia producent, nieprzemakalne buty i na Kilińskiego zapachniało jak na paryskim wybiegu. A nie mając nadziei na damskie towarzystwo, uiściłem opłatę, wziąłem mapę i dziarskim krokiem ruszyłem do lasu.  Na początku postanowiłem trochę pochodzić na azymut i nawet bardzo nie błądziłem sprawnie podbijając kolejne punkty chociażby, dlatego, że każdy dłuższy postój groził utratą pokaźniej ilości krwi. Potem, w okolicach PK 46 poczułem nagłą, nieodpartą potrzebę i na chwile musiałem stanąć, a w zasadzie kucnąć, po czym pognałem dalej, aby zdążyć wrócić jeszcze przed zmrokiem. Z 46 poszedłem na 42 a dalej na 39. I tu pojawił się pierwszy problem. Czyżbym się wreszcie zgubił. W końcu Daro Zagubiony do czegoś zobowiązuje. Zagłębienie jest, granica kultur wyraźna a punktu brak. Trochę poczesałem, mnie trochę possały komary, trudno – punktu nie ma – jego strata. Idę na 404. Ten akurat powinien być, bo dostawiony przez organizatorów (Tomka). No to na azymut zwłaszcza, że w tą sama stronę idzie jakaś leśna „ścieżka”. Potem skręt w prawo, jeszcze 50 m i jest, a w zasadzie nie ma, tzn. dół jest, dołek także, ścieżka nieopodal a lampionu brak. Dobra, mapa tego nie pokazuje, ale dołków może być więcej. Idę więc na skrzyżowanie, dokładnie się odmierzam i wychodzę w to samo miejsce. Co jest, tubylcom się spodobał i zabrali? No taka zabawa, to nie zabawa. Już mam wracać na start, ale postanawiam jeszcze podejść po 401, bo po drodze. Idąc ścieżką w oddali zamajaczyła mi dwójka biegaczy. Tomek z Basią udają, że biegną. Dobra, może po ten sam lampion co ja. Skręcam w krzaki i za chwilę widzę polanę, przy której powinny być cztery dołki, w tym jeden z lampionem. Moje przypuszczenia, te o wspólnym szukaniu lampionu, zdaje się potwierdzać dochodzący z pobliskiego lasu jakiś szelest. Pewnie idą na azymut, tylko, czemu podskakują? Liczba nóg się zgadza, cztery, ale grzbiet jeden i do tego czarny. No tak, trafiłem na chrumkającą jasność, a przecież miała być Chrumkająca Ciemność, tylko nie dotarła, bo coś tam … Na nowo powróciła mi chęć do spaceru, więc idę na 404 i tu natykam się na Basię i Tomka, którzy z rozbrajającą szczerością informują mnie, że 39 się nie postawił, a 402 zgarnął K. Ł. bo uznał, że już tam byłem. Potem już tylko  37, 35 i 31 no i powrót na start przez ostanie 3 PK. I tutaj, między 31 a 32 niespodzianka. Znalazłem ruchomy lampion 402, który podróżował w plecaku K. Ł. I po co było czesać las, a organizator mógł napisać, że będzie ruchomy lampion gdzieś na trasie i po sprawie.  W drodze na start/metę zaliczyłem jeszcze cmentarz i po jakichś dwóch godzinach, przy promieniach zachodzącego słońca, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, mogłem wracać do domu…

Daro Zagubiony

2 komentarze:

  1. Dwa komentarze:
    1. Jak to się stało, że nie ma zdjęcia R. w nowych butach! Co za ludzie...
    2. 404 to z definicji "not found", więc nie dziwota, że go nie da się znaleźć

    Leśny D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się dziwię, że żaden paparazzi nie wyskoczył z krzaków, ale cóż - bywa.

    OdpowiedzUsuń