poniedziałek, 22 lipca 2019

W drugą noc składamy broń

Dobrze, że na drugą noc zaplanowaliśmy tylko jeden etap, bo pogoda zrobiła się mało wyjściowa, a nasz poziom frustracji etapami (zwłaszcza u Tomka) wzrósł do niebezpiecznego poziomu. Żeby nie stresować się jeszcze bardziej postanowiliśmy pójść na łatwiznę i wybraliśmy etap TO. Mapa składała się z trzech wycinków - jeden z warstwicami i drogami (ale jakiś stary), drugi z samymi warstwicami (ale nowy i z innym cięciem), a trzeci to hipsometria. Na pierwszy rzut oka nie wyglądało groźnie. Od razu dziarsko ruszyliśmy, ale przy bramie wyjściowej z ośrodka postanowiliśmy jednak rzucić dokładniej okiem  na mapę, chociażby żeby wiedzieć jak zacząć.

Niby proste, a jednak ci dwaj wojowie nas pokonali.

Logika podpowiadała nam, że wojowie powinni być tylko rozsunięci, ale układ poziomnic temu przeczył. W końcu wyszło nam, że łączą się na głowie pierwszego albo w okolicy PK 38, albo 36 drugiego. Postanowiliśmy sprawdzić to już w terenie. Dopuściliśmy także możliwość olania drugiego woja i zebranie punktów tylko z pierwszego. Bo w sumie to już i tak nam nie zależało. Wycinka z hipso nawet nie próbowaliśmy ogarniać, bo etap i tak wyglądał na stracony.
Bez większych problemów (choć odległości ciut nam nie pasowały) doszliśmy do PK 25 i zaczęliśmy kombinować z drugim wojem. Znaleźliśmy jakąś skarpę, poniżej domostwo z ujadającymi psami, tylko lampionu nigdzie nie było. Po półgodzinnym błąkaniu się po okolicy, zarządziliśmy odwrót i powrót do bazy przez resztę jeszcze nie zebranych punktów z pierwszego woja. Chwilkę zatrzymał nas PK 29, bo po ciemku ciężko było trafić na właściwą granicę kultur, ale jakąś znaleźliśmy. Do ostatniego naszego punktu Tomek musiał wracać, bo zapomniał wpisać w kartę startowa jego numer.
Do bazy wróciliśmy źli i zdegustowani do tego stopnia, że w środku nocy musieliśmy się zalkoholizować - na szczęście mieliśmy w lodówce dyżurne piwo. Cóż, niektórych etapów na trzeźwo nie razbierjosz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz