sobota, 15 listopada 2014

Jakuza - noc pierwsza

No i wreszcie Jakuza. Niecierpliwość przygania nas do bazy zawodów jako pierwszych. W nagrodę możemy powynosić stoły i krzesła z sali, gdzie będzie nasza noclegownia. Zajmujemy najlepszy kąt, urządzamy przytulne legowisko i ... okazuje się, że do rozpoczęcia zawodów mamy masę czasu. Litościwi organizatorzy, widząc nas przestępujących z nogi na nogę z niecierpliwości, proponują nam wcześniejszy start, bez czekania na oficjalne otwarcie.

Ruszamy spod szkoły i od razu pierwsza przeszkoda - ogrodzenie. Żeby dojść do furtki trzeba chyba obejść całą szkołę dookoła. No, ale przecież ogrodzenie nie powstrzyma nas od wyjścia na trasę. Przypominam sobie młode lata i przeskakuję przez płot niczym Wałęsa do stoczni. Nie szkodzi, że ziemia aż się ugięła po skoku, lecimy dalej.

Już przy pierwszym PK pojawiają się wątpliwości - jeden lampion zgadza się z rodzajem terenu, drugi z odległością. Stawiamy na odległość - niestety po powrocie do bazy okaże się, że autor trasy postawił na teren. Oprócz nas niemal wszyscy nacięli się na ten numer. Stąd już prosty wniosek - budowniczy trasy nie ma racji! Sorry! Mamy demokrację i to większość ma rację.

Oglądamy dokładniej mapę i stwierdziwszy, że jakaś taka łatwa, gubimy się i krążymy po okolicy w poszukiwaniu natchnienia. Natchnienie na szczęście nadchodzi i ruszamy dalej. Zbieramy kolejnego stowarzysza i gubimy ścieżkę. Moim zdaniem, wszystko przez to, że w nocy jest ciemno. Uczciwy człowiek nie musi niczego ukrywać w mroku. I to stawia pod znakiem zapytania moralność organizatorów!

 Idziemy, idziemy, idziemy (między punktami są spore przebiegi), nagle T. pyta:

-  Co tam tak świeci? Weź poświeć latarką!

Świecę więc i ku swojemu przerażeniu widzę dwa jasne punkciki. Zwierzę! W lesie!  Potwór! Zaatakuje! Ratunku! Coraz bardziej katastroficzne myśli przelatują przez moją głowę. Właściwie punkciki są małe i tuż nad ziemią, ale ten fakt dociera do mnie dopiero po dłuższej chwili.

Zbliżamy się do połowy trasy i wreszcie zaczynamy spotykać innych uczestników zabawy. To głównie tezeci, których trasa jest przeciwzbieżna do naszej oraz kolega M. S., który nie doczytał opisu mapy i idzie pod prąd. Oj, będą karne punkciki!

Im bliżej cywilizacji, tym łatwiej znajdujemy kolejne PK; widać od razu, że jesteśmy z miasta;-)

Na metę docieramy ze sporym zapasem czasu, a tymczasem niektórzy dopiero ruszają na trasę. T.  od razu wymusza na sędziach sprawdzenie naszej karty i odbywa dyskusję nad spornymi punktami.

Summa summarum i tak wygrywamy ten etap!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz