Po odśpiewaniu tradycyjnego "Sto lat" i sprawdzeniu, czy aby na pewno tort jest zjadliwy, trzeba było zacząć myśleć o wyruszeniu na trasę. Nie byłam nastawiona na chodzenie wyczynowe, weszłam więc z towarzyski związek z A. M. i D. M. Ruszyliśmy. Trasa TP, więc na szczęście nie wymagała większego wysiłku intelektualnego. Szybko wyczailiśmy, że punkty są podwójne i opracowaliśmy strategię "jak najwięcej, jak najmniejszym kosztem". Ale wiadomo, jak się idzie i gada, a nie pilnuje mapy, to nie zawsze wychodzi najmniejszym kosztem. Te kilkanaście nadmiarowych kroków jakoś jednak odżałuję.
Polegliśmy na zadaniu. "Jakiego koloru Kamień występuje na trasie?" Kamień, to kamień... Skoro mieliśmy nim rzucać z PK D, to i w okolicach PK D szukaliśmy. Kamieni, takich poręcznych do rzucania, było multum. I wszystkie szare. Kto by tam zwracał uwagę, że w zadaniu słowo "kamień" było z wielkiej litery? A swoją drogą, to ciekawa jestem, jak też autor wyobrażał sobie rzucanie ulicą?????
Przy zadaniu drugim zaplątaliśmy się w piętrowe układy równań i całe szczęście, że A. wpadła na pomysł wykorzystania kalkulatora, bo do dzisiaj chyba przeliczalibyśmy parokroki na rzuty kamieniem.
Ale wreszcie wiem ile wynosi ten osławiony rzut kamieniem:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz