środa, 10 maja 2017
Na gwoździa
Na poniedziałek miałam dwie równie kuszące alternatywy spędzenia wieczoru - trening ZPK i prasowanie pościeli. Prawdę mówiąc ta druga była mi bliższa, ale Darek szukał kogoś do towarzystwa na trasę, więc nie mogłam pozostać obojętna na jego potrzebę.
Mapę przygotowywał Tomek i oczywiście nie poprzestał na wybraniu punktów, tylko jeszcze musiał wszystko zlustrować. A tego to my nie lubimy. Bardzo nie lubimy. Ostatnio na takiej mapie walczyłam z azymutami i postanowiłam dalej pociągnąć temat. Darek nie ma na tym tle obsesji i woli pewniejsze sposoby, od razu więc wyjął z plecaka garść gwoździ i zaordynował:
- Idziemy na gwoździa!
Metoda na gwoździa jest prosta i skuteczna - robi się dziurki w miejscach PK, przekłada mapę na drugą stronę i wyznacza azymut w tradycyjny sposób. Tak więc Darek dziurkował mapę, ja po swojemu dopełniałam do 360 stopni lub zamieniałam północ z południem i patrzyłam co z tego wyniknie. Trochę dziwnie było, bo raz nam się zgadzały azymuty, raz nie i takie to trochę losowe było. Tym niemniej jakoś posuwaliśmy się do przodu zgarniając kolejne punkty.
Zaczęliśmy od PK 49 i dobrze żarło aż do PK 63. Niby byliśmy w dobrym miejscu, a słupka ani widu, ani słychu. I co się okazało? Po słupku została tylko dziura w ziemi i można było sobie szukać i szukać. Klepnęliśmy więc dziurę i poszli dalej. Na PK 65 utknęliśmy na dobre.
Ale to na pewno wina Tomka bo akurat zadzwonił z pytaniem gdzie jesteśmy i zdekoncentrował nas. Po półgodzinnych poszukiwaniach postanowiliśmy wrócić do zabudowań i namierzyć się od razu na PK 66, a 65 i 68 odpuścić sobie. Ja to nawet byłam gotowa od razu iść na metę, zwłaszcza że zrobiło się późno, a tu następnego dnia trzeba wstać świtkiem do roboty. Ale idąc na metę i tak mijalibyśmy w bliskiej odległości tę resztę punktów, no to już zgodziłam się je pozbierać. Tomek nadsyłał rozpaczliwe sms-y z pytaniem czy żyjemy, bo sam dawno zaliczył swoją trasę i nudził się czekając na nas. Nie pogodzisz biegaczy z maszerami, zupełnie inne czasy wychodzą.
W końcu jednak dotarliśmy na metę i dobrze, że do domu było blisko, bo udało się przed dwudziestą drugą wrócić. Dla mnie dwudziesta druga w dzień roboczy, to ostatnia przyzwoita godzina.
Jak sobie w domu obejrzałam ślad naszego przejścia (bo wreszcie udało się dogadać z moim telefonem żeby rejestrował) to byliśmy całkiem blisko tego PK 65 i gdybyśmy jeszcze z godzinkę poświęcili na jego szukanie, na pewno byłby nasz:-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
47 yr old Physical Therapy Assistant Mordecai Hanna, hailing from Saint-Sauveur-des-Monts enjoys watching movies like "Spiders, Part 2: The Diamond Ship, The (Die Spinnen, 2. Teil - Das Brillantenschiff)" and Letterboxing. Took a trip to Archaeological Site of Atapuerca and drives a Oldsmobile Limited Five-Passenger Touring. dodatkowe wskazowki
OdpowiedzUsuń