poniedziałek, 22 maja 2017

PoWiMnO

PoWiMnO, jak sama nazwa wskazuje, odbyło się dzień po WiMnO i na terenie (przynajmniej częściowo), na którym było WiMnO. Sprytnie to sobie organizatorzy wykoncypowali, bo nie musieli po pierwszej imprezie ściągać lampionów, tylko były gotowe na następną. Dla mnie nie miało to większego znaczenia, bo mnie można dziesięć dni pod rząd wpuścić w ten sam teren, a i tak się zgubię, ale dla tych, którzy zapamiętują każde drzewo (jak Tomek), to pełen luksus.
Mapa w pierwszej chwili przeraziła mnie, bo była ideologicznie podobna do tej z pierwszego etapu WiMnO, czyli dopasowanie wycinków z niepełną treścią. Na szczęście autorką była Barbara, a ona nie nadużywa żadnych środków. W związku z tym mapa dawała się szybko poskładać bez wchodzenia w teren i wystarczyło tylko pójść i pospisywać kody:-) Ja prowadziłam do mniej wyrafinowanych punktów, Tomek do tych wymagających większej orientacji w plątaninie ścieżek czy mnogości dołków. A najprzyjemniejsze były chwile, kiedy mogłam sobie krzyknąć:
- Tu byłam! Tu wczoraj spisywałam!
Tak, ze trzy, cztery miejsca udało mi się rozpoznać, co nie znaczy, że wiedziałam od razu jak do nich dojść bez patrzenia na mapę. A Tomek do niektórych prowadził na pamięć. No, ale tyle czasu ile na WiMnO spędził na trasie, to faktycznie mógł się zapoznać z każdym drzewem, każdym dołkiem i każdą górką.
Ledwo się na tym PoWiMnO rozkręciłam, a tu już nastąpił koniec trasy i meta. To żeby nie marnować tego mojego zapału, po zawodach pojechaliśmy jeszcze na krótki rekonesans do Rodzinnych MnO, co to już niedługo mają być i trzeba trasy sprawdzać pod kątem przejezdności wózków i rowerków:-)

 Na mecie aparatem uchwyciła nas Barbara.

2 komentarze:

  1. Offtop: to Ty byłaś w zeszłym roku na Dymnie, skoro masz taką zieloną koszulkę? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, dostałam w ramach nagrody za jakieś zawody wygrane. To była taka prorocza nagroda:-)

    OdpowiedzUsuń